sobota, 29 października 2016

가을 차석

POLSKI ENGLISH

차석(茶席, 중국바름: 차시)이란 차를 우려내는 자리라고 할 수 있다. 그전에 이 말을 몰랐는데 처음 Teamasters 블러그를 읽었을 때 차석이라는 말을 배웠다. 차석은 아주 예쁘니까 저도 해보고 싶어했다.


차석은 계절이나 날씨, 기분 같은 것을 반영해야 한다. 이재는 가을이라서 꽃병과 꽃을 쓰지 말고 작은 호박과 밤을 썼다. 그리고 차석을 준비할 때 차포(茶布, 중국바름: 차부) 라는 직물을 쓴다. 제가 맞는 직물을 찾고 있을 때 몇년 전에 할머님이 만들어주신 직물을 찾았다. 그 직물이 밤나무 잎 모양이다. 그래서 가을 차석에 맞는 것이다.


밤나무 잎 모양이 어려운 모양이지만 결국 차석을 준비 했다. 큰 잎에 개완(蓋碗)과 차해(茶海)와 찻잔을 놓고 작은 잎에 호박, 기구, 차용기를 놓았다.


개완과 차해는 이싱(宜興) 그릇 같지만 값이 너무 쌌으니까 물론 이싱아니다.

이 사진을 찍을 대 중국 기문홍차(祁門紅茶)를 마셨다. 홍차는 추운가을날에 너무 좋았다.

piątek, 28 października 2016

Autumn Chaxi

POLSKI 한국어

The Chinese word 'chaxi' (茶席) could be translated as 'a place to make tea'. I first came across the concept of Chaxi while reading the Tea Masters blog. It inspired me a lot and I decided to start arranging my own Chaxi. I like the idea that it should reflect the season, the weather, my own mood.

It is autumn now and so I needed something related to this season and used two little pumpkins and a chestnut istead of a flower composition in a vase. At first I intended to find a piece of fabric which would correspond to the natural elements but while I was looking for it I found something I had forgotten a long time ago - a set of trayclothes hand made by my Grandmother many years ago. Moreover, they have a shape of chestnut leaves, and I do not think I could ever find anything more suitable for my autumn Chaxi.



But using my Grandmother's clothes was not easy. Usually, while arranging Chaxi, a Chabu (茶布, teacloth) is used and usually Chabu has an easy to arrange rectangular shape. My cloths with their leafy shape were a bit of a problem. Eventually I decided to use the biggest cloth for my gaiwan, the chahai and my tea cup (I was drinking on my own) and I used the little cloths for the pumpkin composition, for tea utensils, for the tea container etc.



While trying to use pieces of tea ceramics which could suit most I decided to use a gaiwan and a chahai from one tea set. They look like Yixing but are definitely everything but not Yixing (telling from the price). 



The tea I was drinking using this Chaxi was a Chinese red tea (aka black tea in the West) Keemun Mao Feng, a perfect choice for this time of year. Arranging my Chaxi itself was so enjoyable that I will definitely start doing it more often :)

czwartek, 20 października 2016

Jesienne Chaxi

ENGLISH 한국어

Chińskie słowo Chaxi (茶席 / wym.: cza-si) oznacza coś w rodzaju stanowiska lub miejsca do parzenia herbaty. Pierwszy raz spotkałem się z nim czytając blog Tea Masters i byłem pod wielkim wrażeniem tego, jak za każdym razem autor od nowa i z artyzmem komponował swoje miejsca do parzenia herbaty, czyli Chaxi. Zainspirowało mnie to do własnych prób aranżacji miejsca do herbaty z uwzględnieniem pory roku, pogody, charakteru samej herbaty.

Mamy obecnie jesień, stąd element natury w mojej kompozycji, to wyjątkowo nie kompozycja roślinna w wazonie, ale dwie ozdobne dynie i kasztan, które zawsze bezbłędnie kojarzą się z jesienią. Miałem początkowo zamiar dopasować do nich materiał, który komponowałby się z ich kolorem i fakturą. I gdy tak szukałem czegoś odpowiedniego, znalazłem prawdziwy, choć nieco zapomniany, skarb - ręcznie zrobione wiele lat temu przez moją babcię serwety w kształcie liści kasztanowca. Czy na całym świecie znalazłoby się coś, co pasowałoby bardziej do mojego jesiennego Chaxi?



Zaaranżowanie całej kompozycji nie było jednak tak łatwe. Widziałem, że zazwyczaj do Chaxi wykorzystuje się Chabu (茶布), czyli herbacianą tkaninę, która ma kształt prostokąta. A moje serwety, jedna duża i kilka mniejszych, mają wszystkie bardzo trudny kształt liści.

Poradziłem sobie z tym w taki sposób, że największa serweta była podstawą dla gaiwana, morza herbaty i czarki (piłem akurat sam), a mniejsze podłożyłem pod kompozycję z dyni i kasztana, pod szmatkę i przybory, pod pojemniczek z liśćmi herbaty.



Starałem się wszystko jak najbardziej do siebie dopasować, stąd zdecydowałem się użyć gaiwan i morze herbaty z jednej serii, która wygląda jak Yixing, ale z pewnością Yixingiem nie jest. Podejrzewam, że jest raczej tablicą Mendelejewa, ale staram się o tym nie myśleć, kiedy piję herbatę ;)

Herbata, którą tutaj parzyłem, to czerwona chińska (zwana na Zachodzie czarną) Keemun Mao Feng. Idealna herbata na zimne ostatnio dni. Samo układanie Chaxi spodobało mi się tak bardzo, że na pewno będę jeszcze o tym pisać.


wtorek, 11 października 2016

가을

POLSKI ENGLISH

가을 이미 여기입니다. 9월하순의 날씨가 더웠지만 이제 온도가 낮고 짧아진다. 여름에 녹차를 마셨는데 이제 제 몸을 따뜻하게 만드는 차를 많이 마신다. 가을에는 오룡차(烏龍茶)를 많이 마신다.



녹차를 우러낼때 한국 다관을 쓰지만 오룡차 같은 경우 폴란드 도예가인 안드제이 베로 (Andrzej Bero) 가 만들어주신 다관을 쓴다. 이 다관은 이싱(Yixing, 宜興) 다관이랑 좀 비슷하고 이싱 다관은 차종류 하나 밖에 우러내면 안돼는데 제 다관은 여러가지 차종류에 맞는 다관이다. 그전에 다관의 큰 수집이 있는 갓을 원했는데 이제 다관 하나만 있으면 좋겠다.



여기 사진에서 제 차반 (茶盤)도 보인다. 차에 대한 관심이 시작했을때 차반 있기를 많이 원했다.  차반이아주 쓸모있다. 하지만 제 차반의 스타일이 다관에 잘 안맞아서 앞으로 많이 쓰지 않을것 같다.



제가 차 관심이 시작했을때 차를 우러낼때 찻잎 양, 시간 그리고 물의 온도를 너무 정밀하게 지켰다. 저울, 시간 가록기, 온도계 다 썼다. 저는 그량 그런 성격의 사람이다. 그렇지만 이제는 찻잎 양, 시간, 물의 온도 같은 것을 기계를 쓰지 말고 마음속에서 느낀다. 이제는 6월에 폴란드에서 만난 박승원 선생님이랑 홍혜원 선생님이 가르쳐 주신 방법으로 차를 조용히 우러내고 즐겁게 마신다.


niedziela, 9 października 2016

Autumn

POLSKI 한국어

The autumn is already here even though the summer fought until the very end. But the temperature is low, daytime gets significantly shorter.
The beginning of autumn is the time when I switch from refreshing green teas to the teas which make me feel warmer. Autumn is the time for oolong teas and it is not my own idea - the Chinese medical knowledge describes green tea as something which cools your body down thus it is best drunk in hot season. And oolong teas are believed to be best for autumn because they are more oxidised, sometimes even roasted and give the body more fire energy.



I usually brew greean teas in my Korean tea set but when it comes to oolong teas I prefer to use the tea pot made by Andrzej Bero. It resembles Yixing tea pots in size and shape and is glazed inside so I can use it for many kinds of teas actually. When my tea passion began I really dreamed of a collection of Yixing tea pots, each dedicated to a different kind of tea but then I started getting know more and more about Yixing, the production, costs, and what you can actually buy nowadays when you think you are buying a Yixing tea pot. So I made up my mind to get myself just one, but a really good one, tea pot. I really like this one, its design and somewhat austere esthetics and I like the idea of having just one tea pot instead of a whole collection. Less is more.



Also in the photos you can see my chapan. I bought it in the beginning of summer. I wanted to have one very much. Now I can see why I liked it, I appreciate the practical side of a chapan but again, I am turning towards something more simple. The chapan I own now is quite elegant in looks, I could use it well with fine porcelaine.



The tea I was making while taking the photos is Ali Shan Oolong from Taiwan. A lightly oxidised and probably roasted tea, with a nice taste of something like baked bread. Before I was drinking Dong Ding Oolong form the same source and the taste was quite similar. Of course, many tea drinkers would distinguish taste differences, discuss the aftertaste etc but that is not really my way of drinking tea. Just making good tea in silence and peaceful atmosphere is enough for me.



And there is one more thing which surprises me a lot. Last year, when I started my Way of Tea and my blog, I used to make tea using a lot of equipment - timer, scales, thermometer. I am quite a perfectionist and could not imagine making good tea without measuring everything precisely. Well... I do not do it anymore. I simply know when the water has the right temprerature, how much tea leaves I should put into the tea pot and when the tea is ready. It is like Ms Park, my Korean tea techer said: "just make the tea. You cannot fail with a good tea".

piątek, 7 października 2016

Jesień

ENGLISH  한국어

Lato skończyło się, choć dzielnie walczyło do końca, dzięki czemu początek jesieni mieliśmy w tym roku ładny i słoneczny. Temperatura jednak spada nieubłaganie, a dzień staje się coraz krótszy; jesień bez dwóch zdań.
Początek jesieni, to czas, kiedy odstawiam orzeźwiające zielone herbaty i sięgam po te, które dają więcej ciepła. Jesień, to dla mnie czas wulongów. I żeby nie było, to nie jest moje widzimisię - chińska wiedza medyczna zalicza herbatę zieloną do pokarmów schładzających, stąd zaleca jej picie w gorącej porze roku. Idąc tym tropem - jesienią dobrze pić wulongi, jako herbaty mocniej oksydowane, czasem podprażane, dostarczające ciału więcej elementu ognia.


O ile herbaty zielone zazwyczaj parzę w moim koreańskim zestawie, o tyle wulongi (między innymi) parzę w czajniczku autorstwa Andrzeja Bero, który idealnie nadaje się do metody gong fu cha, ponieważ jego wymiary i kształt mocno nawiązują do czajników z Yixing (o to też chodziło). Chciałem kiedyś, jak wielu herbaciarzy, posiadać całą kolekcję czajniczków z Yixing, każdy do innego rodzaju herbaty. Jednak im więcej dowiadywałem się o ich dostępności, cenach, zasobach gliny i tego, co obecnie można kupić jako czajniki z Yixing, postanowiłem trochę sobie odpuścić. Kupiłem sobie jeden, który bardzo mi się podoba, jest w środku szkliwiony, dzięki czemu nadaje się do wielu rodzajów herbaty. Coraz bardziej przekonuję się do tego, że zamiast bogatej kolekcji czajników chcę mieć jeden, o dość prostej, może nawet surowej estetyce. Mniej znaczy więcej.


Na zdjęciach widać też kolejny mój nabytek, czyli ciemny chapan. Naoglądałem się ich w początkach mojej pasji herbacianej i oczywiście chciałem mieć, kiedy więc nadarzyła się okazja, od razu kupiłem. Doceniam jego praktyczną stronę, rozumiem dlaczego spodobał mi się wcześniej - wygląda na elegancki, szykowny, dobrze się komponuje z porcelanowymi, zdobionymi naczyniami. Jednak obecnie, podobnie jak z tymi czajnikami, skłaniam się ku czemuś prostszemu, skromniejszemu w wyrazie, czemuś może bardziej surowemu.


Herbata, którą parzyłem robiąc zdjęcia do tego wpisu, to Ali Shan Wulong z Tajwanu. Raczej nisko oksydowany, lekko podprażany, co daje mu charakterystyczny posmak skórki od chleba. Po kilkukrotnym zaparzeniu kuleczki rozwijają się i można wtedy podziwiać gałązki z trzema pierwszymi liśćmi. Wcześniej, na przełomie lata i jesieni, parzyłem Dong Ding Wulong z tego samego źródła, o podobnych cechach. Obie herbaty bardzo mi smakują, jednak nie czuję między nimi większej różnicy. Ale niuanse smakowe pozostawiam tym, którzy czerpią z nich radość. Mnie wystarczy dobra herbata przyrządzona w ciszy, spokoju i skupieniu.


I na zakończenie najważniejsza chyba sprawa, dość ciekawe i zastanawiające dla mnie osiągnięcie w przededniu pierwszych urodzin bloga i w rok po moim herbacianym przebudzeniu - nie będę już zamieszczać informacji o temperaturze wody, czasie parzenia, ilości użytych liści. Po prostu przestałem to wszystko odmierzać. Nie sądziłem, że kiedykolwiek do tego dojdzie, bo jestem chyba nieuleczalnym perfekcjonistą, ale zawsze skrycie o tym marzyłem - żeby było jak najprościej, jak najbardziej pierwotnie. Teraz naprawdę czuję, kiedy przestać wsypywać liście do czajnika, kiedy woda ma odpowiednią temperaturę i czy herbata już powinna być wylana z czajnika. Słowa pani Pak urzeczywistniły się: "po prostu ją zaparz. Dobra herbata po prostu ci wyjdzie".

wtorek, 20 września 2016

Aromatyzowane wulongi

Nie tak dawno, podczas wizyty u koleżanki, miałem okazję spróbować chińskich aromatyzowanych wulongów, był to upominek z Chin od osoby, która nie zajmuje się specjalnie herbatą, ale chęci miała szczere.


Na opakowaniu udało mi się odczytać znaki mówiące o tym, że jest to Tie Guan Yin, co mnie ucieszyło, bo to zazwyczaj dobra herbata. Zastanawiało mnie, dlaczego opakowania różnią się między sobą kolorem, skoro wszystko wskazywało na to, że pochodzą od tego samego producenta.

Najlepsza metoda, żeby dowiedzieć się jakie coś jest, to oczywiście spróbować tego, przystąpiliśmy zatem ochoczo do rozcinania opakowań. Pierwsze otworzyłem to żółte, wsadziłem nos do środka, powąchałem i... powąchałem jeszcze raz. Nie mogłem uwierzyć, więc wziąłem kilka głębokich oddechów z dala od opakowania i spróbowałem jeszcze raz. To samo. Jak nic, cytrusy! Tyle, że był to raczej zapach z rodzaju tych syntetycznych. Spojrzałem zdumiony na Agę. "Pierwszy raz spotykam się z taką herbatą", powiedziałem. Ciekawi tego, co kryło się w drugim opakowaniu czym prędzej je otworzyliśmy, zastanawiając się, co może się kryć za jego kolorem. Zaczęliśmy wąchać. "Mnie to niczego specjalnie nie przypomina", powiedziałem. Aga wzięła ode mnie paczkę i powąchała. "Coś jakby truskawki", zawyrokowała po chwili. Rzeczywiście, aromatowi najbliżej było do truskawek. I to od tej herbaty postanowiliśmy zacząć naszą degustację. 

Dysponowaliśmy standardowym zachodnim czajnikiem szklanym (czyli około 1,5 litra), wobec czego zaparzyliśmy herbatę po europejsku, przez 2 minuty. Bardzo byliśmy ciekawi efektu. Po zaparzeniu herbata miała całkiem odpowiedni kolor, pachniała wspomnianym wcześniej "czymś jakby truskawkami". Przystąpiliśmy do picia. Ostrożnie, chcąc dokładnie posmakować naparu zaczęliśmy siorbać. Po kilku łykach zgodnie stwierdziliśmy, że herbata jest na tyle ciekawa i nietypowa, że resztę naparu wylewamy do zlewu i dajemy sobie spokój z drugą paczką. 
To było bardzo ciekawe doświadczenie. Choć drugi raz bym po te herbaty nie sięgnął, to cieszę się, że mogłem się dowiedzieć, że takie też istnieją. Wiedzieć zawsze warto.

niedziela, 11 września 2016

Sierpniowe Warsztaty Herbaciane *August Tea Workshop




[Please scroll down for English]

Stali czytelnicy blogów herbacianych znają zapewne blog Morze Herbaty prowadzony przez Anię. Miałem przyjemność poznać ją osobiście w tym roku podczas herbacianego spotkania noworocznego (było to notabene jedno z tych spotkań, które bezpośrednio doprowadziło do powstania Warszawskiego Kolektywu Herbacianego), potem wziąłem udział w organizowanych przez nią warsztatach chińskiej sztuki herbaty i... ciągle czułem niedosyt. Ania dysponuje ogromną wiedzą z zakresu herbaty i ceramiki, wyjątkową umiejętnością  przekazywania tej wiedzy i osobowością, która inspiruje (a przynajmniej inspiruje mnie).


Warszawski Kolektyw Herbaciany umówił się z nią, że przy okazji jej obecnej wizyty w Polsce, zorganizuje dla nas zaawansowane warsztaty z herbat turkusowych i tajwańskich oraz ceremonii gong fu cha.
Warsztaty te odbyły się w ostatni weekend sierpnia i trwały dwa dni, były więc nie tylko zaawansowane, ale i intensywne.
Zdobyliśmy naprawdę sporo wiedzy, poznaliśmy rozmaite rodzaje herbat turkusowych z Chin kontynentalnych i Tajwanu oraz herbat tajwańskich, przyjrzeliśmy się bliżej procesowi ich produkcji w zależności od rodzaju herbaty oraz doskonaliliśmy nasze umiejętności w zakresie parzenia herbaty metodą gong fu cha.



Trudno przecenić to wszystko, bo zupełnie czym innym jest czytanie o tym, a czym innym praktyka, oglądanie i wąchanie liści. Mając możliwość samodzielnego zaparzenia herbaty można szybciej wychwycić cechy charakterystyczne i różnice.
Sama metoda gong fu cha też mnie zaskoczyła - wydawało mi się, że mam ją z grubsza opanowaną, ale gdy przyszło mi zaparzyć herbatę okazało się, że ciągle o czymś zapominam, używam nie tej ręki, co trzeba itp.
Dobrze było się także dowiedzieć paru bardzo praktycznych rzeczy: że parzenie z użyciem tacy chapan, kiedy to chlapie się wodą na lewo i prawo, nie należy do eleganckich; że układ ręki podczas przelewania herbaty z czajnika do morza herbaty nie powinien wyglądać na bolesny, czy to, że czas parzenia jest różny dla wulongów zielonych i tych bardziej oksydowanych. Tych porad było tyle, że trudno mi nawet wszystkie teraz przywołać. Na pewno są one wszystkie w mojej głowie i w odpowiednim czasie dadzą o sobie znać.





Jedną z najważniejszych rzeczy, jaką wyniosłem z tych warsztatów jest także świadomość atmosfery spotkania herbacianego. Atmosfera spokoju i ciszy stworzona przez Anię pozwoliła nam w pełni cieszyć się herbatą i wcale nie było sztywno ani smutno. Jeśli pamiętacie, był to bardzo gorący weekend, jadąc na warsztaty zastanawiałem się, czy wytrzymamy w takim upale (zapomniałem, że przecież wymyślono klimatyzację). Przejście ze świata zewnętrznego, pełnego gorąca, ludzi, hałasu, bodźców, do sali herbacianej, w której czekały na mnie uśmiechnięte twarze towarzyszy oraz wszechobecny nastrój skupienia i wyciszenia - było bardzo odczuwalne, jak jeszcze chyba nigdy wcześniej. Styl parzenia herbaty zaprezentowany przez Anię, minimalistyczny, pełen wysublimowanej prostoty odcisnął istotne piętno na moim wyczuciu herbacianej elegancji.


[ENGLISH]
If you happen to read Polish tea blogs you probably know Morze Herbaty blog by Ania. I had the pleasure to meet her at the beginning of this year at the New Year's tea meeting (it was also the meeting which led to the formation of the Warsaw Tea Society), then I took part in Chinese tea art workshop organised by her and still felt it was not enough. Ania has great knowledge of tea and pottery, a wonderful ability to convey the knowledge and a very inspiring personality.
The Warsaw Tea Society agreed with her to organise an advanced tea workshop while she is in Poland this summer. The workshop took place at the last weekend of August and lasted two days, so it was advanced and intense. It was about turquoise and Taiwanese tea.
We learned a lot about different kinds of tea, looked closely at the leaves, learned about the production process and also learned more about the gong fu cha ceremony.
The gong fu cha itself surprised me a lot. I had thought I know the basics of it but when it was my turn to make tea it turned out I keep forgetting things, keep using the wrong hand etc. We also learned some very interesting facts: using a chapan tea tray and spilling water all around it is not considered very elegant, when we pour tea from the teapot into the chahai pitcher the gesture should not look painful, that steeping time is different for green wulong and more oxidised wulong teas. There was so much advise I cannot recall all of it right now but it is all somewhere in my mind and I am sure it will come back when needed.
One of the most important things I gained at the workshop is the experience of the atmosphere of a tea meeting. Ania managed to create the atmosphere of calm and silence and still it was not stiff or sad. If you remeber, it was a very hot weekend and while on my way to the workshop I was wondering how we would manage in this heat (I apparently forgot people had invented air conditioning). There was a very big difference between the outside world full of heat, people, stimulation and the tea room where I could see smiling faces of my friends and feel the atmosphere of concentration and calm. Ania's tea making style, minimal, full of refine simplicity has had a significant impact on my perception of tea elegance.

środa, 24 sierpnia 2016

Pani Pak i Pani Kamila

[Please scroll down for English]

Od samego początku mojej drogi herbaty marzyłem o spotkaniu z mistrzem z Korei, ale nastawiałem się na to, że będę w tym celu musiał wybrać się na Półwysep i tam dopiero o takie spotkanie zabiegać. Wspominałem już jednak, że na mojej drodze herbaty dzieją się rzeczy niesłychane, które za każdym razem utwierdzają mnie w przekonaniu, że zmierzam we właściwym kierunku. I tym razem nie było inaczej.

To był maj, ale bladego pojęcia nie mam, czy pachniała wtedy Saska Kępa. Do grona znajomych na Facebooku dodała mnie niejaka pani Pak, znajoma Roberta Sayamy, o której wiedziałem tylko, że jest mistrzynią koreańskiej sztuki herbaty i że rok wcześniej była na Święcie Herbaty w Cieszynie.
"Jak miło!" - pomyślałem i od razu obudziła się we mnie nadzieja, że może uda mi się nawiązać z nią kontakt, dobre i to. Nie przypuszczałem, że to dopiero początek i kiedy niedługo później pani Pak napisała do mnie wiadomość, szczęka mi opadła.
"Za jakiś czas przylatuję do Polski. Czy mógłbyś być moim tłumaczem?"

Kiedy już przestałem piszczeć i tańczyć z radości, odpisałem, że oczywiście.

Pani Pak przyleciała do Polski w czerwcu, w towarzystwie pani Kamili, kolejnej mistrzyni herbacianej (pani Kamila jest chrześcijanką, stąd w kontaktach z nami chciała używać swojego chrześcijańskiego imienia).
Wizyta pań, trwająca w sumie miesiąc, była bardzo ważnym i owocnym okresem dla mnie i dla innych członków Warszawskiego Kolektywu Herbacianego. 

Jako Kolektyw spotkaliśmy się z nimi trzy razy. Na pierwszym spotkaniu w restauracji Onggi dowiedzieliśmy się, jak z grubsza wygląda koreańska ceremonia herbaty, posmakowaliśmy wybornych herbat koreańskich Woojeon i Paryocha (Balhyocha), a także pokazaliśmy paniom herbaty z Korei dostępne w polskich sklepach, wobec czego panie zaczęły nam bardzo współczuć.

Pierwsze spotkanie. Parzenie herbaty. Autor zdjęcia: Agnieszka (My Cup Of Green Tea)


Drugie spotkanie odbyło się w ogrodzie Anety, naszej kolektywnej ceramiczki, w ramach festiwalu Otwarte Ogrody. Panie zaprezentowały parzenie herbaty, ubrane w piękne stroje tradycyjne (hanbok), po czym Kolektyw dołączył do nich i zaparzył mnóstwo herbaty dla zgromadzonych widzów.

Spotkanie w ogrodzie Anety. Autor zdjęcia: Patryk Szmelter, Fotoluwak


Ostatnie spotkanie zorganizowaliśmy na kilka dni przed powrotem pań do Korei. Pani Kamila zachorowała, towarzyszyła nam więc sama pani Pak. Oprócz Kolektywu uczestniczyło w nim też kilka osób, które chciały wziąć udział w tym wydarzeniu, a mimo to nadal było kameralnie. Atmosfera była dużo swobodniejsza i bardziej rodzinna, pani Pak, zaznajomiona z nami, parzyła herbatę i opowiadała o początkach swojego zainteresowania herbatą, o kulturze herbacianej we współczesnej Korei oraz o miejscu herbaty w jej życiu. Poczęstowała nas także rarytasem - herbatą aromatyzowaną poprzez włożenie jej do wydrążonego owocu cytronu (mogło też chodzić o bardzo podobny owoc yuzu).

Ostatnie spotkanie. Pani Pak wykłada tradycyjne przekąski herbaciane. Autor zdjęcia: Agnieszka (My Cup Of Green Tea)


Mnie samemu, oprócz spotkań oficjalnych, przypadło w udziale towarzyszenie paniom w spacerach po mieście i zwiedzaniu, co zawsze kończyło się wspólną herbatą. Bywało też, że pani Pak dzwoniła rano i mówiła: "jeśli będziesz miał chwilę, wpadnij na herbatę". Chwila oczywiście musiała się znaleźć :)

Trudno mi nawet właściwie ocenić, co mi to wszystko dało. Spotkałem w końcu dwie mistrzynie, nauczycielki sztuki herbaty i nadal trudno mi w to uwierzyć. Wszystkie ich wskazówki odnośnie parzenia herbaty okazały się bardzo przydatne. Choć były to bardziej korekty, niż wskazówki, w rodzaju:
Temperatura wody? - po prostu trochę ją ostudź.
Czas parzenia? - tak około minuty (zielone koreańskie), ale tak na wyczucie, nie z zegarkiem.
Ilość liści? - Spójrz do czajnika i sprawdź, czy wystarczy to, co nasypałeś.
Dla takiego perfekcjonisty jak ja, te porady są nie lada wyzwaniem :)
Od tamtej pory parzę zieloną herbatę dokładnie tak, jak mi pokazały. Żałuję tylko, że nie mogę tu kupić tak dobrej herbaty, jak ta, którą ze sobą przywiozły.

[English]
Since the very beginning of my way of tea I had been dreaming of meeting a master from Korea but I always thought I would need to travel all the way to Korea to meet such a person. I did mention before, however, that miracles tend to happen along my way of tea, which always make me even more sure I am moving in the right direction. And this time was no exception.

It was in May when I got a Facebook request from a Ms Pak, a friend of Robert Sayama, of whom I only knew she was a master of Korean tea art and had taken part in the Tea Festival in the Polish town of Cieszyn the year before.
"How nice!" - I thought and began immediately to hope to get to know her better, which would be good enough. Little did I suppose it was just the beginning and when she sent me a message a while later I was astonished.
"I will be coming to Poland soon. Can you be my interpreter?"
When I finally stopped screaming and dancing I replied "of course".

Ms Pak arrived in Poland in June, together with another tea master, Ms Camilla (who is Christian and so was wiling to use her Christian name while with us). Their visit lasted a month and it was a very important and fruitful time for me and the other members of the Warsaw Tea Society.
As the Society we met the masters three times. Our first meeting was in Onggi reastaurant and they demonstrated the Korean tea ceremony to us, made some delicious Korea tea (Woojeon and Paryocha-Balhyocha). When we showed them the Korean teas available at Polish shops the masters felt very sorry for us.
The second meeting took place in Aneta's (our Society's pottery artist) garden. At that time there was so called Open Gardens Festival. The masters demonstrated the Korean tea ceremony dressed in beautiful traditional dresses (hanbok) and then, accompanied by the Society, made a big amount of tea for the audience.

We had our last meeting a few days before the masters' departure. Ms Camilla was not feeling well so it was only Ms Pak who took part in it. Even though there was the whole Society together with some other people who wanted to participate, it was still very intimate. The atmosphere was cosier and even more friendly than at the first time. Ms Pak, knowing us much better then, was making tea and telling us about the beginnings of her tea passion, about the tea culture in modern Korea and about the place of tea in her life. She also made some unique tea for us - it was tea frangranced by putting it into a hollow citron (or maybe yuzu) fruit.

Beside the official meetings, I had the chance to meet the masters more often while walking around the city and sightseeing, which always ended with some tea. Sometimes Ms Pak would call me in the morning and invite me for tea if I had a while. Of course, I did everything to have a while.
It is even hard to evaluate all that I got from this. After all, I have met two masters, the teachers of tea art, I still cannot believe it. All their advice on brewing tea turned out to be priceless. Well, it was more of a correction rather than pure advice. Like:
The water temperature? - just let it cool down a bit.
Steeping time? - around a minute (for Korean green tea), but just feel it, don't look at the timer.
The amount of leaves? - Just look inside the tea pot and say if it's enough what you've already put in there. 
For a perfectionist like me this advice is really challenging :)
I have been steeping my green tea the very way they tought me ever since. I olny regret I cannot buy Korean tea here as good as the tea they brought with them.

sobota, 6 sierpnia 2016

Warszawski Kolektyw Herbaciany *The Warsaw Tea Society

[please scroll down for English]

Jedną z najważniejszych rzeczy, jakie wydarzyły się do tej pory na mojej drodze herbaty, jest bez wątpienia powstanie Warszawskiego Kolektywu Herbacianego. Grupa pasjonatów, którą spotkała się zimą 2015 roku niedługo później, bo w marcu 2016 postanowiła się zorganizować i na poważnie podejść do herbacianego rozwoju. Kolektyw jest różnorodny, jak sama herbata, część z nas pisze blogi (podejrzewam, że kojarzycie Herbaciany Notes i My Cup of Green Tea), jest ceniona artystka ceramiczka czy osoby o kawowej przeszłości.

zdjęcie: Jola (Herbaciany Notes) / Agnieszka (My Cup of Green Tea)

Trudno byłoby zliczyć wszystkie korzyści, jakie płyną dla nas z bycia razem. Z całą pewnością każde z nas jeszcze szybciej i intensywniej czyni postępy na swojej własnej drodze herbaty. Najwięcej mogę oczywiście powiedzieć o tym, co Warszawski Kolektyw Herbaciany daje mnie - dostęp do wiedzy i doświadczenia innych (a także do ich półek z herbatą :) pozwala mi uczyć się szybciej i więcej. Wyborna atmosfera na spotkaniach sprawia, że nauka jest bezbolesna i prawie niezauważalna. No i wiadomo, co grupa, to grupa, mamy możliwość uczestnictwa w wydarzeniach, które trudno byłoby zorganizować na własną rękę, jak chociażby warsztaty ceramiczne u Anety Zatyki, czy spotkania degustacyjno-edukacyjne organizowane przez Roberta. 



W ostatnim czasie nie miałem wystarczająco dużo czasu na blog nie dlatego, że przeżywałem chwile zwątpienia. Dzięki Kolektywowi uczestniczyłem w tak intensywnym herbacianym życiu, że na blog nie starczało czasu. Ale opiszę wszystko.


Warszawski Kolektyw Herbaciany ma swoją stronę na Facebooku. Myślę, że warto polubić i być na bieżąco.





* The foundation of the Warsaw Tea Society is one of the best things to have happened on my way of tea so far. A group od enthusiasts who first met in winter of 2015 not much later, in March 2016, decided to become more organised and take their tea progress more seriously. The Society is as varied as tea itself. Some of us write blogs, there is one pottery artist and some of us have coffee history.

It would be hard to count all the benefits we owe to the Tea Society. Each one of us can make their tea progress faster and more intense. And what doest it give me? Access to the knowledge and experience of others (as well as the access to their tea shelves :) lets me learn more and faster. The splendid atmosphere at tea meetings makes the learning painless and almost unnoticeable. And, of course, a group is a group, which means we can take part in events which would be very difficult to organise individually, like pottery workshop with Aneta Zatyka or tasting and educating meetings organised by Robert.

Recently I have not had enough time for my blog and that is not because I have had doubts. Thanks to the Tea Society I have been taking part in such intense tea life that I have not had time for my blog. But I will write about everything.

The Warsaw Tea Society is on Facebook. I think it is worth clicking the "like" button and staying updated.



sobota, 28 maja 2016

Biała Małpa *White Monkey

Jakiś czas temu czytałem i słyszałem od innych miłośników herbaty o herbacie Biała Małpa i kiedy zauważyłem ją w jednym ze sklepów z herbatą, pomyślałem, że i ja spróbuję. To ciekawa herbata, ponieważ jest czymś pomiędzy herbatą zieloną a herbatą biała, lub może herbatą zieloną z pewnymi cechami białej. Wynika to z tego, że jej liści nie poddaje się tak szybko działaniu wysokiej temperatury mającej na celu zatrzymanie procesu więdnięcia (oksydacji), jak w przypadku herbat zielonych. 

Dlaczego "Biała Małpa"? Podobno nazwa wzięła się od tego, że liście tej herbaty przypominają łapy małp. Szczerze mówiąc, nie wiem, nie widuję małp na tyle często, żeby móc się wypowiedzieć. (A nieprzyjemna pani na poczcie, to już zupełnie inna historia).
Liście są ładne, młode, widać jeszcze delikatny meszek. Co do koloru, powiedziałbym, że są szarozielone.

*Some time ago I read and heard from other tea enthusiasts about White Monkey tea and when I came across it in one of the tea shops I decided to give it a try. It is an interesting tea because it is something between green tea and white tea, or maybe a green tea with some features of white tea. It is a result of the producing process, when the leaves of White Monkey are not processed with high temperature, to stop it from further oxidation, as soon as green tea leaves.

Why "White Monkey"? They say the name comes from the shape of the leaves which are supposed to resemble monkey paws. To be honest, I do no know much about it, I do not see monkeys in real life often enough to be able to say anything about it. (And the rude lady at the post office is another story).
The leaves look nice, they are young, you can even see the delicate hairs. As for the colour, I would say it is grey-greenish.



Mimo wyjątkowych cech tej herbaty zdecydowałem się zaparzać ją tak, jak herbatę zieloną. Liście w rozgrzanym czajniku pachną bardzo przyjemnie, świeżo. Napar ma kolor bardziej żółto-złoty niż zielony. Napar z pierwszego parzenia jest bardzo smaczny, świeży, roślinny, jak napar z innych dobrych herbat zielonych. Kolejne parzenia mają już tylko kolor, w smaku są żadne; wielka szkoda, bo pierwsze parzenie jest naprawdę dobre.

*Despite the special features of this tea I decided to steep it the same way I steep green tea. The leaves, when put into a pre-heated teapot, give a nice, fresh smell. The infusion has a more yellow-golden colour rather than green. The infusion from the first steeping is very tasty, fresh, grassy, like other good green teas. The subsequent steepings only result in colour, there is no particular taste; too bad because the infusion from the first steeping is really good.



Liście wyjęte z czajnika po skończonym parzeniu ujawniają pewną tajemnicę: ta konkretna herbata nie była najwyższej jakości. Oprócz całych lub prawie całych liści widać strzępy i pocięte kawałki. W takim razie do Białej Małpy na pewno jeszcze wrócę, jeśli znajdę ją gdzie indziej i będę mieć pewność, że będzie lepszej jakości. Nasze pierwsze spotkanie należało wszak do miłych.

*When the steeping was over I took the wet leaves out of the teapot and they revealed a secret to me: this particular tea was not the best quality. Apart from whole or nearly whole leaves there were many particles, shreds of leaves. So it means I will be back with this tea some other time if I find it again and if I am sure it is better quality. After all, the first encounter was a good one.


Możecie o tej herbacie poczytać również u Agnieszki i Łukasza.

czwartek, 5 maja 2016

Herbata Porannego Spokoju *Tea of the Morning Calm

Udało mi się ukończyć długie i trudne tłumaczenie, wobec czego dzisiejszy poranek był pierwszym naprawdę spokojnym od dłuższego czasu. Wstałem wcześnie, zjadłem małe śniadanie i zająłem się przygotowaniem wody. To był idealny dzień na własną ceremonię, o której marzyłem od dawna. Wokół mnie było bardzo cicho, reszta świata albo jeszcze spała, albo cicho szła na tramwaj ziewając.

*I managed to complete a long and hard translation so today's morning was the first really qiuet one in a long time. I got up early, had a little breakfast and began preparing the water. Today was the perfect day for my own ceremony, which I had dreamed of for a long time. All around me it was very qiuet, the rest of the world was either still asleep or walking to the tram-stop and yawning.
 

Dzisiaj moją poranną herbatą był Sejak. Wybór nie był przypadkowy, poranny spokój najlepiej uczcić herbatą z Korei, z Kraju Porannego Spokoju. Przygotowałem swój koreański zestaw do herbaty: czajniczek, sugu (miseczka do studzenia wody) i czarkę od Anety Zatyki, która moim zdaniem idealnie pasuje do zestawu.

*Today's morning tea was Sejak. The choice of it was not random, as the morning's calm is best celebrated with tea from Korea, the Land of the Morning Calm. I prepared my Korean tea set: a teapot, sugu (a little bowl to cool down water) and a teacup made by Aneta Zatyka which, in my opinion, is a perfect match with the Korean set.




Ten dzisiejszy Sejak, to herbata, którą dostałem od Roberta. Jej pierwotnym zadaniem było nauczyć mnie jak wygląda prawdziwa koreańska herbata dobrej jakości. I rzeczywiście, są to piękne, delikatne, młode liście. Wsypane do rozgrzanego czajniczka pachną pięknie, roślinnie, świeżo, z bardzo delikatną nutą czegoś prażonego.

*I got today's Sejak from Robert. Its original purpose was to teach me what real Korean good quality tea looks like. Indeed, the leaves are beautiful, delicate, young. When put into the pre-heated teapot, they give a wonderful, grassy, fresh scent with a touch of something like roasted. 




































































Gorącą, świeżo zagotowaną wodę nalewam do sugu. I już, nie mierzę temperatury. Już wcześniej (przy pomocy termometru) odkryłem, że zagotowana woda przelana do sugu w moim zestawie od razu osiąga temperaturę odpowiednią dla zielonej herbaty. Przestudzoną wodą zalewam herbatę i... no właśnie, skoro uwolniłem się od termometru, to może warto uwolnić się też od stopera? Sejak potrzebuje 1 minutę 30 sekund przy pierwszym parzeniu, co daje 90 sekund. Umiem przecież liczyć do dziewięćdziesięciu, a mój zegar głośno tyka, na pewno więc mi pomoże. No, to zaczynam.

*I pour the hot, freshly boiled water into the sugu. And that is it, I do not check the temperature. Before, I discovered (with the help of my thermometer) that freshly boiled water cools down immediately to the temperature perfect for green tea when it is poured into my sugu. I then pour the cooled water into the teapot and... right, if I could set myself free from the thermometer, why not try to set myself free from the timer as well? Sejak needs 1 minute 30 seconds at the first steeping, which makes 90 seconds. I can count to ninety and my clock ticks loudly, which could help me a lot. So there I go.


Liczenie w myślach okazało się lepsze, niż przypuszczałem. Pozwoliło zająć czymś mózg, a ja mogłem cieszyć się ciszą, spokojem i lekkim szumem miasta przygotowującego się do pracy. Czas minął, przelałem herbatę do sugu (bo równie dobrze może ono służyć jako cha hai - morze herbaty) i zaraz potem do czarki. Ten zapach! Smak również niesamowity, mocno roślinny, wyraźny, mocno wyczuwalny, ale nie agresywny, z delikatnym posmakiem czegoś prażonego lub może orzechowego. Co za wspaniała chwila!

*Silent counting in my mind turned out to be much better than I had expected. It helped me make my brain busy and I could enjoy the silence, tranquility and the light hum of the city getting ready to work. Soon the time was over, I poured the tea into the sugu (it can as well serve as the cha hai - the fairness cup) and to the teacup. The scent! The taste was very good, too. Very grassy, noticeable but not aggressive, with a bit of an aftertaste, something like roasted or like nuts. What a wonderful moment!



































Łączne wykonałem trzy parzenia, każde kolejne trwało nieco dłużej niż poprzednie.
Tak rozpoczęty dzień po prostu musiał być udany. I był :)

*Altogether I made three steepings, each next one was a bit longer than the previous one.
A day started this way simply had to be good. And it was :)

 

wtorek, 19 kwietnia 2016

Zielona herbata z Wietnamu *Green tea from Vietnam

Jakiś czas temu dowiedziałem się, że można w Warszawie kupić zieloną herbatę w wietnamskich sklepach spożywczych. Zaciekawiło mnie to i postanowiłem spróbować. W tym celu wybrałem się na wycieczkę do centrum handlowego przy ulicy Marywilskiej i w gąszczu butików odzieżowych odnalazłem kilka sklepów spożywczych, w których rzeczywiście były pokaźnych rozmiarów opakowania zielonej herbaty, a także wiele innych ciekawych, orientalnych artykułów. Ale celem mojej podróży była herbata i to na niej się najbardziej skupiłem. 

*The other day I found out I could buy green tea in Vietnamese grocery stores in Warszawa. It seemed very interesting and I decided to give it a try so I went on a trip to the shopping centre at Marywilska Street. In the ocean of cloth stalls I managed to find the very few grocery stores. Indeed, they had big packs of green tea, along with other interesting, oriental food products. But tea was the reason why I went there and I stayed focused on it.



































Tutaj chciałbym opisać tę, którą spróbowałem jako pierwszą, czyli zieloną herbatę niearomatyzowaną, z regionu Thai Nguyen, który słynie z produkcji herbaty. Rejon ten znajduje się w północnym Wietnamie, jest zatem położony bardzo blisko kolebki herbaty. Robert Tomczyk w "Zapiskach o herbacie" wspomina, że w Wietnamie herbaty z rejonu Thai Nguyen cieszą się największą popularnością. Jej cena w sklepie wietnamskim jest zastanawiająca, bo to jedynie około 4 zł za 100g. Podzieliłem się moimi wątpliwościami z innymi herbaciarzami, ale usłyszałem, że taka cena może wynikać po prostu z braku pośredników i kosztów marketingu.

*Here I would like to describe the tea I tried as first, which is non-scented green tea from Thai Nguyen area, famous for tea production. This area is located in northern Vietnam so it is very close to the cradle of tea. Robert Tomczyk wrote in his book "Zapiski o herbacie" ("Notes on Tea") that Thai Nguyen teas are very famous in Vietnam. The price of this tea made me wonder for a while because it is only around 1 Euro per 100 grams. I asked other tea enthusiasts and some of them said the low price may simply be a result of no agents or marketing expenses.



Liście w opakowaniu wyglądają ładnie, są poskręcane, nie są drobno pocięte, mają zielony kolor. Zapachu specjalnie nie wydzielają. Magia dzieje się po przesypaniu ich do rozgrzanego czajniczka. Wyraźnie czuć roślinne nuty, wzbogacone czymś w rodzaju podprażania. Ten zapach skojarzył mi się z herbatami z Korei. Byłem zaskoczony, bo kupowałem tę herbatę raczej pełen obaw i z nastawieniem, że nie będzie mi specjalnie smakować. Herbatę polecam parzyć krótko, bo jej sporym minusem, jak dla mnie, jest to, że bardzo się przeparza i szybko nabiera goryczy. Ja parzę ją regularnie około minuty, każde kolejne parzenie trwa tyle samo, nie przedłużam ich. Używam wody o temperaturze około 80 stopni Celsjusza.

*The leaves in the package look nice, they are curled, not cut too much and green. There is no particular smell. The magic happens when I put them into a pre-heated teapot. I can clearly smell fresh, grassy tones, enriched with something like roasting. The smell reminds me of Korean teas. I was surprised at first because when buying this tea I supposed I would not like it very much. I suggest steeping this tea for a short time as there is a drawback - this tea gets oversteeped easily and acquires some bitterness quickly. I steep it regularly for about a minute, each subsequent steeping is the same and I do not make them longer. I use water at 80 degrees Celsius.



Przy przelewaniu naparu do morza herbaty znowu czuć ten zachęcający zapach, który pojawia się wcześniej przy suchych liściach w rozgrzanym czajniczku. Napar ma kolor słomkowo-żółty.

W smaku herbata jest, powiedziałbym, poprawna. Po zapachu spodziewałem się czegoś lepszego, jednak w smaku te roślinne nuty są słabiej wyczuwalne. Można je poczuć i są przyjemne, jednak mam wrażenie, że trochę giną. Nawet przy tak krótkim parzeniu wyczuwalna jest delikatna goryczka, chyba nie do uniknięcia. Próbowałem też parzeń w niższych temperaturach, krótszych itp, jednak smak herbaty był wtedy słaby, a goryczka i tak się pojawiała. Dla mnie jest ona wadą, ale wiem, że są herbaciarze, którzy goryczkę lubią.

*When I pour the tea into the tea pitcher I can smell the fragrance of the tea again. The infusion is yellow.

The taste of the tea is, I would say, merely fine. Judging from the fragrance I would expect something better but when I drink the tea, the fresh grassy taste is weaker. I can feel it and it is nice but I have a feeling that it is lost somewhere. Even with steeping being so short I can still taste the bitterness and I believe it is inevitable. I have tried steeping this tea at lower temperatures, shorter etc. but it only resulted in the taste being weaker and the bitterness was still there. To me is it a drawback but I know some other tea enthusiasts find bitterness appealing.



Herbatę tę mógłbym polecić jako doskonałą herbatę codzienną (pamiętajcie o cenie!). Można ją też potraktować jako herbatę do posiłków, choć osobiście polecałbym wypić pierwsze parzenie dla przyjemności, a dopiero kolejnymi popijać jedzenie. Mimo tego, że nie jest to herbata klasy premium, jest w niej coś, co sprawia, że piję ją ostatnio codziennie.

*I could recommend this tea as a fine everyday tea (remember the price!). One could also drink it with meals but I personally recommend drinking the infusion from the first steeping for pleasure and then drinking the next few steepings with the meal. Even though it is not a premium class tea there is something in it which makes me drink it everyday now.