niedziela, 20 marca 2016

Miało być zwyczajnie, czyli Darjeeling Organic Selim Hill SFTGFOP1 2015

Moja przygoda z tą herbatą zaczęła się w lutym tego roku. Było zimno i ponuro, a ja miałem pełną świadomość, że zapasy rozgrzewającej herbaty kiedyś mi się skończą. Pomyślałem, że kupię sobie coś bezpiecznego i znanego, dlatego zdecydowałem się na Darjeeling. Od czasu Margaret's Hope mam do tej herbaty sentyment.

Zachęcony jakością gruzińskiej herbaty od pana Ramiza wybrałem Darjeeling oferowany przez sklep thetea.pl, złożyłem zamówienie, wylogowałem się z konta i poszedłem otworzyć drzwi listonoszowi, który przyniósł zamówioną herbatę. No dobrze, przesadziłem, ale sklep thetea.pl działa naprawdę błyskawicznie i przesyłka była u mnie już następnego dnia.

No i wtedy się zaczęło.
Wziąłem się za zaparzanie nowej herbaty gorącą wodą (95 stopni) przez dwie minuty, czyli tak, jak postąpiłbym odruchowo z każdą czerwoną herbatą. Efekt - napar był obezwładniająco cierpki i gorzki. A miało być tak zwyczajnie - ciepła herbata, gdy za oknem brzydko i takie tam. Westchnąłem i zabrałem się do pracy, bo przecież trzeba było znaleźć dla tej herbaty najlepszy sposób zaparzania.
Pierwsze, co zrobiłem, to przyjrzałem się liściom. Są dość zielone, bardziej niż u niektórych innych herbat tego typu, warto by zatem obniżyć temperaturę wody. Liście są też drobno pocięte, co sprawia, że herbata szybciej się zaparza (i pewnie stąd ta gorycz). Przydałoby się w takim razie krótsze parzenie. Zapach herbaty w opakowaniu jest przyjemny, wyczuwalny, ale zawiera w sobie pewną pikantną nutę. Po wsypaniu do ogrzanego czajnika liście pachną przyjemnie, dokładnie tak jak można się tego spodziewać po herbacie Darjeeling.



W trakcie eksperymentów zwróciłem uwagę na silne indywidualne cechy tej herbaty - wyczuwalna pikantność, a jednocześnie delikatność, bo ten konkretny Darjeeling daje jasny, żółto-złoty napar o smaku subtelniejszym niż na przykład Margaret's Hope. 



W końcu mi się udało i znalazłem parametry, które pozwalają mi cieszyć się smakiem i jednocześnie uniknąć goryczy. Parzę tę herbatę wodą o temperaturze 90 stopni (a czasem nawet mniej) przez minutę, w ilości suszu jak dla mnie typowej, czyli łyżeczka na czarkę/filiżankę.
Podzieliłem się też tą herbatą z Łukaszem prowadzącym blog Herbaciane Szlaki (on napisał o niej wczoraj) i spróbowałem ją zaparzyć zgodnie z jego sugestiami: przez 2 minuty, przy o połowę mniejszej ilości liści. Rezultat jest przyjemny, choć po wypiciu utrzymuje się w gardle uczucie ściągnięcia, za którym jednak nie przepadam i chyba pozostanę przy wypracowanym przeze mnie sposobie parzenia.

Dała mi lekcję ta herbata, ale pewnie wyjdzie mi to na dobre.



niedziela, 13 marca 2016

Herbata z Nepalu, Hand Rolled Floral SF 2015

Zima, choćby nawet tak łagodna, jak w tym roku, rządzi się swoimi prawami. Oddziałuje na nas, czy nam się to podoba, czy nie. Odruchowo sięgamy po wszystko, co kojarzy nam się z ciepłem i przytulnością.

Herbatą, którą w ostatnich dniach piłem nagminnie była herbata z Nepalu kupiona od Agaty z onecupoftea.pl.
Agatę poznałem na styczniowym spotkaniu herbacianym, zaciekawiła mnie jej opowieść o podróży do Nepalu. Na plantacji pana Andrew, skąd pochodzą oferowane przez nią herbaty, nawet sama próbowała zmierzyć się z procesem produkcji.
Na wspomnianym spotkaniu smakowaliśmy inna herbatę z tego samego miejsca, Gold Buds, i tak mnie ona zachwyciła, ze musiałem tego dnia kupić coś od Agaty.

Hand Rolled Floral jest herbatą czerwoną (czyli na Zachodzie czarną), idealną zatem na smętne zimowe wieczory. Jako herbata nepalska jest blisko spokrewniona z herbatami Darjeeling, co w moich oczach dodatkowo działa na jej korzyść. Jeśli już trzymać się tej rodzinnej nomenklatury, to określiłbym ją jako skromniejszą siostrę Gold Buds, co jednak wcale nie ma zabrzmieć negatywnie.

Liście są  w miarę całe, mocno utlenione, mają kolor w różnych odcieniach brązu. Zapach nie jest intensywny, przynajmniej w moim odczuciu. Po przesypaniu do ogrzanego czajniczka liście zaczynają pachnieć wyraźniej, zapach wydaje się ciepły, przytulny, przywodzi na myśl jakieś drzewne nuty.




Napar ma bursztynowo-brązowy kolor, a podczas przelewania go z czajniczka do morza herbaty (w tym wypadku do koreańskiego sugu) czuć przyjemny aromat.


Smak trudno mi jednoznacznie określić, w tej herbacie prawie nie wyczuwam tego charakterystycznego smaku herbat Darjeeling, ale to w niczym mi nie przeszkadza, bo ta herbata jest i tak pyszna. Jej smak jest ciepły, miły, nie ma w nim wytrawności niektórych innych czerwonych herbat. Pomimo, że smaku nie określiłbym jako słodkiego, to picie tej herbaty mógłbym porównać do jedzenia biszkoptów.

Zapas herbaty kupiony u Agaty w styczniu wypiłem już cały, dlatego czekam na tegoroczne zbiory, bo Hand Roller Floral, to herbata, do której chciałbym wracać.



































Parzenie:
temperatura wody: jak do herbat czerwonych (ok. 95 stopni)
czas parzenia: I 2 min, później różnie, w zależności od nastroju (jak na mój gust, maksymalnie 3 parzenia)
ilość liści: łyżeczka na filiżankę/czarkę