czwartek, 26 września 2019

Warsztat z koreańskiej drogi herbaty w Anmo w Duesseldorfie

Wiele już wydarzyło się na mojej drodze herbaty, miałem przyjemność poznać fantastycznych ludzi, udało mi się, właśnie dzięki herbacie, kilkakrotnie gościć w Korei. Wydawało mi się, że to i tak bardzo dużo, jak na jedno życie. Okazuje się jednak, że to wcale nie musi być wszystko, co zostało dla mnie przygotowane.

Podczas odwiedzin u przyjaciół w Duesseldorfie w 2018 roku trafiłem na niezwykłe miejsce, ulokowane w centrum miasta, a dla każdego herbaciarza rozpoznawalne na pierwszy rzut oka, dzięki ceramice w oknach wystawowych.

Anmo, bo tak się nazywa, to galeria sztuki i herbaciarnia w sercu Duesseldorfu, prowadzona przez dwie przyjaciółki ze studiów: Annę Friedel i Motoko Dobashi. To miejsce, gdzie herbata łączy się ze sztuką, ponieważ właścicielki, absolwentki uczelni artystycznej, chciały połączyć tam obie swoje pasje.

Pierwsza moja wizyta w Anmo polegała na tym, że zajrzałem do środka, przywitałem się... i skończyło się na trzech godzinach picia herbaty i snucia opowieści.
Po powrocie do Warszawy zawsze chętnie wracałem do wspomnień tego niezwykłego dnia i kiedy nadarzyła się możliwość odwiedzić Duesseldorf ponownie, od razy przyszedł mi do głowy pomysł: a może, zamiast tylko pić herbatę, zrobić jeszcze coś dla nich? Tak narodził się plan zorganizowania w Anmo warsztatu koreańskiej drogi herbaty.
Cieszyłem się na możliwość podarowania im czegoś od siebie, poznania tamtejszych herbaciarzy i spojrzenia na niemiecki świat herbaty, byłem bardzo podekscytowany.

Spotkanie odbyło się pod koniec lipca, w największe upały, jakie nawiedziły Zachodnią Europę tego lata, jednak wszystkim gościom udało się dotrzeć, a pierwsze łyki najlepszych koreańskich herbat pozwoliły zapomnieć o  niewygodach.

Pierwszą herbatą, którą zaparzyłem, na samym początku spotkania, był Sejak. Zacząłem od herbaty z drugich zbiorów, żeby przywitać gości, pozwolić im ochłonąć i wsiąknąć w atmosferę spotkania. Dopiero potem mogliśmy przejść do opowieści o herbacie w Korei, zdjęć i kolejnych degustacji.

Po omówieniu historii kultury herbaty w Korei, kiedy wszyscy byliśmy już w pełni skupieni na temacie spotkania, przyszedł czas na gwiazdę tego popołudnia, czyli Woojeon, herbatę zieloną z pierwszych zbiorów, najwyżej cenioną w Korei. Jej delikatny, lecz mocno wyczuwalny aromat zachwycił wszystkich, jeszcze zanim nalałem napar do poszczególnych czarek. Po pierwszym łyku wszyscy zamilkli, a po ich twarzach widać było, że tę herbatę zapamiętają na zawsze.

Następnie przyszedł czas na kolejne opowieści: o herbacie w Korei obecnie, o ceramice, koreańskiej ceremonii herbaty, po których zaparzyłem Balhyo-cha (Pario-cha), myśląc, że po zielonych rarytasach, ta herbata będzie to po prostu miłym zakończenie oficjalnej części spotkania. Okazało się jednak, że i ona zachwyciła wszystkich. Miło było widzieć, że u innych wywołuje ona taką samą reakcję, jak u mnie.

Pijąc kolejne parzenia Balhyo-cha (jak to dobrze, że ta herbata jest tak wydajna!) mieliśmy wszyscy okazję do luźnej rozmowy na tematy herbaciane, na dzielenie się wiedzą i umiejętnościami, na wspólne poznanie się. Nie sądziłem, że i ja wyniosę z tego spotkania tak wiele dla siebie, ani tym bardziej, że tych kilka godzin sprawi, że zyskam kilkoro bardzo dobrych herbacianych przyjaciół.
Być może zadziałał po prostu entuzjazm, z jakim chciałem podzielić się tym, czego samemu doświadczyłem i czego mogłem się nauczyć. Być może to coś więcej, jak to bywa na Drodze Herbaty...









czwartek, 11 lipca 2019

Visiting masters of ceramics

During this year's expedition to Korea, this time as a member of the Herbaty Czas teahouse crew, I had the opportunity to visit a few masters of Korean ceramics, drink tea with them and talk a lot about the tea culture in Korea.

In today's post I would like to introduce you to what this visit looks like and why it is such an important experience for me.


Master Im Man-jae's teahouse


Masters of ceramics do not live in random places, their location results from the availability of clay, wood, a certain distance from large cities: ceramics who I met are involved in the production of ceramics fired in wood furnaces, it is the most valued type of firing, giving the most expensive varieties of ceramics, however, the proximity of such a furnace can be cumbersome.

Iside Master Im Man jae's teahouse


They usually live in the villages and to get to them, a car is needed (I do not know what we would have done without our great Ms. Pak, who took us everywhere).

Master Im Man-jae preparing tea
 

Each master of ceramics has their own workshop, a space for making tea in the form of a dedicated room and a small exhibition of his works, both in the place where tea is brewed or in a separate room, if the exhibition is expanded.


Beautifully served tea sweets


The first part of the visit is always tea, brewed by the master, in his own vessels, in a specially designed room full of his works. Such tea meeting is an aesthetic experience. Although this is by no means a ceremony, the atmosphere is lofty, calm, focused, supported by the view of the beautiful ceramics, both the one from which we will soon drink tea, as well as the ones displayed around. There is no mess, chaos, disorder. Each element has its meaning and place, although one does not feel the tension of discipline, on the contrary, the atmosphere is filled with cordiality and joy of meeting.

Master Kil Sung's tea room


Teas made by masters are Korean teas, hence most of the summer we will drink green leaf teas (Woojeon or Sejak), green powdered tea (mal-cha, also called kkaru-cha) and regardless of the season of the year, highly oxidized, gently fermented Balhyo-cha, a Korean specialty.

It also happens that at the end of the meeting, the host may prepare herbal tea.


Master Kil Sung's works


After tea and conversation (usually quite long and very valuable), it's time to watch the exhibition of ceramics, accompanied by the master, so one can ask for any object, consolidate the newly acquired knowledge. And to admire, because it really is something.

Tea prepared by the daughter of Master Shin Bong-gyun




And when we have asked about everything, we can ask for one more thing, to show the furnace for firing ceramics, which the master will do with pleasure. Such a furnace is usually located next to the tea room, it is usually the size of a large garage and is an attraction in itself. Several chambers, capable of accommodating at least one person, placed one behind the other. During the viewing of the furnace, the master once again talks about how he works, how much time the firing takes and how much energy and work it requires. You can then understand why some people even decide to just have one firing in a year. And why their works must cost as much as they cost.

 
Tea space at Master Shin Yong-kyun's gallery...


and tea prepared by his wife.



At the end, there is a cordial goodbye, bows (which can be as cordial and as grateful as our hugs) and time to leave, trying to sort out everything that has happened in the last moments. Just do it quickly, because Ms. Pak is already taking us to the meeting with the next master... 

Master Shin Bong-gyun is showing us the furnace, photo: Małgorzata Devos

Master Kil Sung's furnace, photo: Małgorzata Devos
 

niedziela, 16 czerwca 2019

Wizyta u mistrzów ceramiki

Podczas tegorocznej wyprawy do Korei, tym razem jako członek załogi herbaciarni Herbaty Czas, miałem okazję odwiedzić kilku mistrzów koreańskiej ceramiki, napić się z nimi herbaty i dużo, naprawdę dużo rozmawiać o kulturze herbaty w Korei.
W dzisiejszym wpisie chciałbym Wam przedstawić, jak wygląda taka wizyta i dlaczego jest to dla mnie tak ważne doświadczenie.

Pawilon herbaciany i ceramiczny mistrza Im Man-jae

Pokój herbaciany mistrza Im Man-jae

Mistrzowie ceramiki nie mieszkają w przypadkowych miejscach, ich lokalizacja wynika z dostępności gliny, drewna, pewnego oddalenia od dużych miast: ceramicy, których poznałem zajmują się wytwarzaniem ceramiki wypalanej w piecach na drewno, jest to najwyżej ceniony rodzaj wypału, dający najbardziej kosztowne odmiany ceramiki, jednak sąsiedztwo takiego pieca może być uciążliwe.
Mieszkają wobec tego najczęściej na wsiach, żeby się do nich dostać potrzebny jest samochód (nie wiem, co byśmy zrobili bez naszej wspaniałej pani Pak, która wszędzie nas zabierała).
Każdy mistrz ceramiki ma swój warsztat, przestrzeń do parzenia herbaty w postaci dedykowanego pokoju oraz małą wystawę swoich dzieł, zarówno w miejscu parzenia herbaty, jak w osobnym pomieszczeniu, jeśli wystawa jest rozbudowana.

Mistrz Im Man-jae przygotowuje herbatę

Elegancko podane słodycze do herbaty


Pierwszą częścią wizyty jest zawsze wspólna herbata, zaparzona przez mistrza, w jego własnych naczyniach, w specjalnie do tego celu przeznaczonym pomieszczeniu pełnym jego dzieł. Takie spotkanie herbaciane do doznanie estetyczne. Mimo, iż nie jest to w żadnym wypadku ceremonia, atmosfera jest podniosła, czuć spokój, skupienie, wspomagane przez widok pięknej ceramiki, zarówno tej, z której zaraz będziemy pić herbatę, jak i tej wystawionej dokoła. Nie ma tu bałaganu, chaosu, nieporządku. Każdy element ma swoje znaczenie i miejsce, choć nie czuć pełnej napięcia dyscypliny, wręcz przeciwnie, atmosferę wypełnia serdeczność i radość ze spotkania.


Pokój herbaciany z małą wystawą ceramiki mistrza Kil Sung


Herbaty, jakie parzą mistrzowie, to herbaty koreańskie, stąd najczęściej w sezonie letnim napijemy się z nimi herbaty zielonej liściastej (Woojeon lub Sejak), zielonej sproszkowanej (mal-cha, zwana także kkaru-cha) oraz niezależnie od pory roku, mocno utlenionej, delikatnie fermentowanej Balhyo-cha, koreańskiej specjalności.
Bywa także, że na zakończenie spotkania gospodarz zaparzy herbatę ziołową.

Herbata u mistrza Sin Bong-kyun, parzona przez jego córkę...

... i część wystawy jego ceramiki





Po poczęstunku i rozmowie (najczęściej dość długiej i bardzo wartościowej) przychodzi czas na oglądanie wystawy ceramiki, w towarzystwie mistrza, dlatego o każdy przedmiot można zapytać, utrwalić dopiero co zdobytą wiedzę. No i pozachwycać się, bo naprawdę jest czym.


Galeria ceramiczno-herbaciana mistrza Shin Yong-kyun...

... i herbata zaparzona przez jego żonę


A kiedy już wypytamy o wszystko, możemy poprosić jeszcze o jedno, o pokazanie pieca do wypału ceramiki, co mistrz zrobi z przyjemnością. Taki piec znajduje się przeważnie tuż obok pomieszczenia herbacianego, ma najczęściej wielkość sporego garażu i stanowi atrakcję sam w sobie. Kilka komór, zdolnych pomieścić co najmniej jedną osobę, umieszczonych jedna za drugą. W czasie oglądania pieca mistrz jeszcze raz opowiada o tym, jak wygląda wypał, ile czasu zajmuje i ile energii i pracy pochłania. Można wtedy zrozumieć, dlaczego niektórzy decydują się nawet na tylko jeden wypał w roku. I dlaczego ich dzieła muszą kosztować tyle, ile kosztują.

Mistrz Shin Bong-kyun przygotowuje się do pokazania nam wnętrza pieca. Zdjęcie autorstwa Małgorzaty Devos

Piec mistrza Kil Sung. Zdjęcie autorstwa Małgorzaty Devos

Na koniec pozostaje serdeczne pożegnanie, ukłony (które potrafią być równie serdeczne i pełne wdzięczności co nasze uściski) i czas odjechać, próbując sobie jakoś poukładać w głowie wszystko, czego się doświadczyło przez ostatnie chwile. Byle robić to szybko, bo pani Pak już wiezie nas na spotkanie z kolejnym mistrzem...

wtorek, 5 lutego 2019

Tschanara - plantacja herbaty w Niemczech

W maju ubiegłego (2018) roku miałem w końcu szansę odwiedzić małą niemiecką plantację herbaty w niemieckiej Nadrenii-Północnej Westfalii. Odkąd dowiedziałem się o jej istnieniu, bardzo chciałem tam pojechać, bo to przecież "tak blisko", że szkoda byłoby nie zajrzeć.



Tschanara znajduje się w miejscowości Odenthal-Scheuren, w delikatnie górzystym terenie, niedaleko od wielkiej aglomeracji Ren-Ruhra. Po drodze miejskie krajobrazy szybko znikają, a teren staje się coraz bardziej pagórkowaty, miejscami nieco górzysty. W takiej właśnie okolicy, na stoku, ulokowała się plantacja.



Prowadzona jest przez koreańsko-niemieckie małżeństwo i wiele jest w niej elementów charakterystycznych dla Korei - zestaw do herbaty, w którym właściciele parzą własną herbatę, wiele krzewów zostało przywiezionych z Korei.
Jednak znajdziemy tam nie tylko krzewy koreańskie. Aby zbadać, które odmiany najlepiej zaaklimatyzują się w lokalnych warunkach, właściciele plantacji sprowadzili rozmaite odmiany krzewu herbacianego z różnych stron świata, m.in. z Tajwanu, Chin, Indii, czy nawet z Azorów, które do niedawna mogły pochwalić się jedynymi w Europie (ale jednak nie na kontynencie) uprawami herbaty.
Obecnie, w związku ze zmianami klimatu, uprawy herbaty pojawiają się w Niemczech, Holandii, Szwajcarii, a nawet Szkocji. Większość z nich zrzeszona jest w organizacji Tea Grown in Europe.



Atmosfera na samej plantacji jest niesamowita. Z jednej strony rosnące w rzędach krzewy herbaciane pozwalają poczuć się jak w egzotycznej scenerii, z drugiej strony swojskie muczenie krów, widok środkowoeuropejskiego lasu na horyzoncie, nie pozwalają zapomnieć, że jesteśmy w sercu Europy, o pół godziny jazdy od Kolonii czy Duesseldorfu.













A sama herbata? Wspaniała. Siedząc przy wspólnym stole, w cieniu drzew, mając na wyciągnięcie ręki krzewy herbaty, piliśmy oolonga i herbatę zieloną. Parzył je sam właściciel, były to oczywiście herbaty z Tschanary. W smaku były wyśmienite i czuć w nich było delikatnie, że są niezależne, tutejsze, jedyne w swoim rodzaju. Szkoda, że w tamtym momencie nie były jeszcze wprowadzone do sprzedaży... ale w prezencie otrzymałem paczkę herbaty zielonej, o której niebawem napiszę.

P.S. Wielkie podziękowania należą się Magdzie, Jackowi i Miłoszowi :)