środa, 18 listopada 2015

Weekend w Krakowie: Czarka i Czajownia

Miniony weekend obfitował u mnie w herbaciane emocje za sprawą mojej swoistej pielgrzymki do miejsc herbacianych w Krakowie. Była to wprawdzie zwykła wizyta towarzyska, ale tym razem miałem do zrealizowania swój plan, który zakładał odwiedziny w dwóch miejscach, o których czytałem i słyszałem już wiele, czyli o herbaciarniach "Czarka" i "Czajownia". Pogoda była nienajlepsza na zwiedzanie, ale idealna do przesiadywania nad czarką najlepszej, aromatycznej herbaty w miłym wnętrzu, dlatego moi towarzysze nie mieli nic przeciwko, żeby dać się zaciągnąć do obu tych miejsc.

Czarkę przy Floriańskiej odwiedziliśmy w sobotę wczesnym wieczorem. Wejście znajduje się w bramie kamienicy, jest oznaczone, drogę wskazują stosowne strzałki, ale mam wrażenie, że jeśli ktoś jej nie szuka, to na nią nie trafi. Do drzwi herbaciarni prowadzą w dół strome schody, które były dla mnie pewnym zaskoczeniem, ich ściany po obu stronach pokryte były flamastrowymi bazgrołami niedopilnowanej młodzieży i bardzo mnie ten widok zdziwił. Wszelkie wątpliwości minęły jednak, gdy weszliśmy do środka.
Herbaciarnia była pełna. Dotarło wtedy do mnie, że jeśli ktoś podaje ludziom pyszną herbatę, to nie musi na ulicy ustawiać bijącego w oczy neona, ani martwić się tym, że ktoś pomazał ścianę. Lokal nie jest zbyt duży, stąd może się okazać, że w taki wieczór jak tamten, warto uprzednio zarezerwować miejsce. My zostawiliśmy numer telefonu i pospacerowaliśmy chwilę po okolicy czekając na wolne miejsce. 
Było warto! Wybór herbat godzien podziwu, co jedna, to lepsza, było mi bardzo ciężko się zdecydować. Ceny były bardzo pozytywnym zaskoczeniem - za równowartość zwykłej kawy z sieciowej kawiarni można mieć dzbanek herbaty na dwie osoby, trzy razy! (przy niektórych herbatach dwa razy, ale to niczego nie zmienia :)
Moja taktyka była następująca: spróbować tych herbat, których jeszcze nie znam, a chcę się dowiedzieć jak smakują, bo w takim miejscu na pewno zrobią je dobrze. I z tego powodu zamówiłem sobie oolong Tie Kuan Yin, do którego wcześniej miałem pecha. Ale, że ceny takie przystępne, zamówiłem jeszcze dzbanek herbaty koreańskiej Sejak. Obsługa w postaci miłej pani była profesjonalna, nie bałem się powierzyć jej przyrządzenia herbaty, chciałem też jak najwięcej z nią porozmawiać, ale bałem się, że jak się do niej przykleję, to niechcący zaduszę i dlatego trzymałem emocje na wodzy :)
Herbata była pyszna! Podana w ładnych dzbankach, do których dostaliśmy piękne czarki. Byłem zachwycony! Piłem na przemian to Tie Kuan Yin, to Sejak, obie tak samo wyśmienite. Tie Kuan Yin smakowała podobnie do innych niskooksydowanych oolongów, poczułem smak znany mi np. z Dong Dinga, stąd wiem, że to od tej pory jeden z moich ulubionych rodzajów herbaty. Z kolei Sejak smakował dokładnie tak, jak to pamiętałem z wizyt u Koreańczyków, tym swoim unikalnym smakiem koreańskich herbat, z lekką nutą słodkości, orzechów. Chciałem tak siedzieć w nieskończoność i pić te herbaty, ale kiedy się skończyły trzeba było się zebrać i wychodzić, bo była już godzina zamknięcia.

Następnego dnia, w niedzielę, odwiedziłem Czajownię na krakowskim Kazimierzu. Ku mojemu zaskoczeniu, moi krakowscy znajomi znali Czajownię, ale nie ze względu na wyśmienite herbaty, lecz dlatego, że "tam się chodzi na sziszę". Nie, nie martwcie się, nie kazałem ich wychłostać, byłem wyrozumiały i pomyślałem, "no dobrze, ale może jednak warto wypróbować jej herbaciane oblicze".
Wchodzi się tam zwyczajnie, od ulicy, wejście jest miłe dla oka, ale zbyt wiele nie pamiętam, bo tego dnia lało i nie rozglądałem się zbytnio, buty mi przemokły i chciałem jak najszybciej być w środku. Wnętrze większe niż w Czarce, są tam trzy sale, dwie z nich przeznaczone do picia herbaty i palenia, jedna tylko do herbaty. Więcej światła, ale to zrozumiałe, bo Czajownia znajduje się na parterze, a Czarka w piwnicy.
Obsługa równie miła i profesjonalna, pani pozostawiła nam na stoliku menu i mały dzwonek, którym mieliśmy ją wołać. Uparcie odmawiałem użycia go, tłumacząc innym, że osoby, która parzy herbatę nie można tak traktować. 
Tym razem wybrałem dla siebie znowu koreańską herbatę Sejak, bo jakoś mało mi jej było po poprzednim wieczorze (no i planuję niebawem mały koreański cykl wpisów). I tym razem była pyszna, smakowała ciut inaczej, bo parzona była odrobinę niższą temperaturą, niż w Czarce, co bardziej przypomina mój sposób parzenia. Ponownie przeżywałem momenty wyciszenia nad czarką i ponownie miałem ochotę zagadać panią na śmierć, kiedy zanosiłem czajnik po kolejne parzenie :)

Po wizycie w Czajowni poszliśmy jeszcze na chwilkę do Czarki... bo chciałem mieć pamiątkę z wyjazdu, a pamiętałem gablotę z ceramiką, którą tam poprzedniego wieczora podziwiałem. Kupiłem więc w "Czarce" czarkę, która na pewno pojawi się niebawem na łamach bloga, jak tylko zorganizuję jej profesjonalną sesję zdjęciową ;) 

Gdyby mnie ktoś zapytał, które miejsce poleciłbym bardziej, to nie potrafiłbym odpowiedzieć i chyba zasugerowałbym, żeby sobie nie żałować i odwiedzić obydwa ;) Mam już ustawioną poprzeczkę, jeśli chodzi o standard herbaciarni i będę takich szukać tutaj, w Warszawie. A przy następnej wizycie w Krakowie już wiem, w które dwa miejsca pójdę na pewno. Na szczęście wyjazd z Krakowa nie oznacza pożegnania z dobrymi herbatami, bo oba miejsca prowadzą sklepy wysyłkowe :D
W moim odczuciu, jeśli ktoś akurat jest w Krakowie i herbata nie jest jej/mu obojętna, to te dwie herbaciarnie są obowiązkowym punktem wizyty!

11 komentarzy:

  1. Świetna relacja z odwiedzin w herbaciarniach! Odnośnie do Czarki, miałem podobne odczucia... odnośnie do tych ścian, ale i w związku z ogromną liczbą gości :) Ale trafić mi jest tam zawsze ciężko... Muszę się nachodzić Floriańską w te i z powrotem, żeby w końcu trafić ;)

    Pomimo, że byłem w obu miejscach ponad rok temu, do dziś wspominam herbaty jakie tam zamówiłem, a ich smak z łatwością mogę sobie przypomnieć... W "Czarce" - Dung Ting, a w "Czajowni" - Bi Lo Chun ;) I były to moje pierwsze "spotkania" z tymi herbatami - ale w każdym razie baaardzo pozytywne... ;)

    Jeszcze chciałem zapytać, czy odwiedziłeś sklep stacjonarny Czarki? Tam jeszcze nie byłem, ale... muszę to koniecznie nadrobić! :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Zauważyłem, że do Czarki łatwiej trafić, jeśli się szuka wiszącego nad głową szyldu DESA. To w tej samej bramie :)
      Do sklepu przy Szpitalnej nie dotarłem. W niedzielę był zamknięty, a w poniedziałek przed pociągiem nie zdążyłem, tramwaje w Krakowie niemiłosiernie się wloką i ledwo zdążyłem na dworzec. Ale spróbuję następnym razem :)

      Usuń
    2. Widzisz... a ja zawsze błądzę, bo zakodowałem sobie (patrząc na Google Street View), że ten napis to "ANTYKI" ;) A że napis nie istnieje, to zawsze krążę w kółko ;) Ale dzięki za info - na przyszłość będzie łatwiej :)

      Usuń
    3. Ooo, Czarka i Czajownia! <3 Moje ulubione miejsca. :) Mają klimat - nie da się ukryć. W Czajowni byłam 2 tygodnie temu.

      Czarka faktycznie jest dość sprytnie ukryta, jednak nie mam problemów z trafieniem, zapewne dlatego, że mieszkam w Krakowie. ;)

      Szisza w Czajowni to moim zdaniem świetny pomysł - chociaż nigdy nie łączyłam picia herbaty z paleniem fajki wodnej, to korci mnie, żeby spróbować.

      Usuń
    4. O, ale masz fajnie, że na miejscu masz obie te herbaciarnie. Mnie teraz czeka etap włóczenia się po warszawskich lokalach i sprawdzania ich miarą Czarki i Czajowni ;) W jednym już byłem i chyba mnie tam już nie lubią... zadałem pytanie wprost "czy na pewno umiecie tutaj dobrze zaparzyć herbaty?". Odpowiedź była nieco wymijająca, ceny trzykrotnie wyższe. Chyba sobie daruję.

      Usuń
    5. Hehe, nieźle ich zaskoczyłeś. ;)
      Jeśli ceny są wysokie i umiejętności personelu niepewne, to rzeczywiście może lepiej, żebyś wypróbował inny lokal.

      W Warszawie byłam dawno temu w jednej herbaciarni na starówce - herbata była smaczna, ale też nie wymagała zbyt wielkiego kunsztu (chyba to była Chai Masala), więc trudno mi powiedzieć, jak zręczni są tamtejsi gospodarze. ;)

      Usuń
    6. Lubię Chai Masala... na zimę idealna, słodka, ciepła :)
      A wracając do herbaciarni - przy cenach takich jak w Czarce i Czajowni można sobie pozwolić na wypicie tam herbaty od czasu do czasu. Przy tych, które widziałem tutaj, naprawdę lepiej się nie wygłupiać, kupić sobie herbatę i zrobić ją w domu. Niestety :(

      Usuń
    7. Fakt... ceny w krakowskich herbaciarniach były dla mnie dużym zaskoczeniem... tym bardziej, że jest to Kraków... a w Katowicach, w herbaciarni są ceny identyczne... tylko że co Kraków, to Kraków <3
      Poza tym, ostatnio, kiedy bywałem w katowickiej "Fanaberii", herbata była na prawdę dobrze zrobiona - ale wcześniej bywało z tym różnie... nie mówiąc o tym, że każdy, kto zamówił wtedy zieloną herbatę - dostał taką stereotypową - gorzką, i niesmaczną...

      Usuń
    8. Tak, cenowo jest naprawdę nieźle, a przy tym przyjemnie, biorąc pod uwagę wnętrza a la Wschód.
      -----
      Może w Warszawie też natrafisz na podobne miejsca.
      -----
      Katowicka "Fanaberia" chyba też ma odpowiedni klimacik i tym lepiej, że, jak piszesz, nauczono się tam robić herbaty. ;)

      Usuń
  2. z dzwoneczkami w czajowni miałam dokładnie to samo ;) po Twoim wpisie strasznie zatęskniłam za Krakowem ;)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. No właśnie, poza tym, kiedy samemu zanosi się imbryk, można podejrzeć obsługę przy pracy. Ja tam zawsze lubię patrzeć, jak ktoś robi herbatę :)

      Usuń