wtorek, 3 listopada 2015

Shincha 2015

Shincha, czyli dosłownie "nowa herbata", to zielona japońska herbata z pierwszych w danym roku zbiorów. Często o niej słyszałem, nigdy jednak, aż do teraz, nie próbowałem i już wiem, że omijało mnie wiele.
Kupiłem sobie małe opakowanie przy okazji wizyty w sklepie z japońską ceramiką, tak na próbę, bo akurat była i pomyślałem, że warto w końcu wiedzieć, jak smakuje.

Opakowanie jednym się podoba (np. mnie), innym nieszczególnie, ale estetyka Japonii, to temat na osobne dzieło. 

Po rozcięciu opakowania pierwsze, co zrobiłem, to oczywiście wsadziłem nos i porządne wywąchałem, z czym mam do czynienia. O ile w przypadku innych herbat był to do tej pory dość rutynowy zabieg, o tyle shincha nauczyła mnie nieco pokory. Nie wiedziałem, że jej zapach jest aż tak intensywny, skutkiem czego poczułem go w najgłębszych częściach mózgu i żołądka. Kiedy już się ocknąłem, zacząłem sprawdzać jej zapach nieco ostrożniej; jest niesamowity, mocno trawiasty, bardzo świeży i słodki, nie mogłem się oderwać. Pomyślałem, że jeśli ta herbata smakuje tak, jak pachnie, będzie to święto dla moich kubków smakowych.
Potem spojrzałem na susz i trochę się zmartwiłem, bo zobaczyłem listki bardzo pokruszone. Około jedna trzecia miała postać tych charakterystycznych igiełek, jakie znam np. z herbaty sencha, ale cała reszta była bardzo pokruszona. Pomyślałem, że oto ja, laik, zakupiłem sobie shincha jakiegoś podłego sortu. Ale ten mocny, świeży zapach nie dawał mi spokoju, bo sugerował, że herbata jest wyśmienita. Po kilku minutach spędzonych w internecie dowiedziałem się, że podobno to normalne i shincha właśnie tak wygląda. 




Zaparzyłem ją tak:
W imbryku 200ml zaparzyłem ok. 2g suszu. Pierwsze parzenie wodą o temperaturze 70 stopni przez minutę, drugie identycznie.

Pierwsze parzenie dało napar intensywnie zielono-żółty, odrobinę mętny. Wychowałem się w latach 80-tych i pierwsze, o czym pomyślałem, to cytrynowy wibowit. W smaku niesamowita, bardzo świeża, trawiasta (tak, jak zapowiadał to zapach z opakowania), o wyraźnie wyczuwalnym smaku umami.



Drugie parzenie było bardziej ciemnozielone, bardziej mętne, a smak nieco głębszy, mocniejszy, choć podobny do smaku z pierwszego parzenia.

Cecha, na którą zwróciłem uwagę, to fakt, że herbata ta mocno zatyka ujście do dzióbka imbryka. Wynika to z tego, że jest w dużej mierze drobna - fusy zlepiają się i ciężko wylać napar. Widziałem na filmikach w internecie, że niektórzy kołyszą imbrykiem kilkakrotnie w czasie nalewania, żeby poruszyć liście i ułatwić nalewanie.



Od czasu pierwszego zaparzania piłem tę herbatę już kilkakrotnie, bardzo mi zasmakowała i już wiem, że będę wyczekiwać momentu, kiedy przyszłoroczna shincha pojawi się w sprzedaży.

7 komentarzy:

  1. Shincha to moja ulubiona herbata... w sumie pierwsza z lepszych, jaką spróbowałem na swojej herbacianej drodze :)

    Dodatkowo życzę miłych chwil na blogu. A pasja niech zagłębia się nie tylko z każdym napisanym postem, a z każdą wypitą czareczką herbaty :)
    Pozdrawiam, Łukasz.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Ja to w ogóle zacząłem z grubej rury (nieświadomie!), bo jedną w moich pierwszych japońskich była Gyokuro :P

      Dziękuję za wizytę i pozdrawiam :)

      Usuń
    2. No to pojechałeś :D Ale może w tym kryje się cały sekret ;) Zacząć dobrze (a w sumie nawet wyśmienicie) i dzięki temu chcieć poznawać nowe herbaty i ich smaki, aromaty. :)

      Usuń
    3. Też myślę, że mi to na dobre wyszło :) Właściwie, działa to w obie strony... na pewno znasz te stwierdzenia: "Zielona herbata? ale ona jest obrzydliwa, smakuje jak pety". Brzmi znajomo? To była też moja reakcja wiele, wiele lat temu, kiedy kupiłem tanią zieloną herbatę w markecie i zaparzyłem we wrzątku. Na szczęście zdarzało mi się próbować też tych dobrych i potem szukałem ich smaku wiedząc, że takowy przecież istnieje :)

      Usuń
    4. Niestety znam... I znam też "to smakuje jak siano"...nawet w przypadku na prawdę dobrych gatunków :(

      Usuń
  2. Brzmi fantastycznie. Poczęstuj mnie nią koniecznie :) Lubię trawiastości i umami :) Co do japońskiej estetyki, to w dużej mierze jest przyjemna dla oka. To opakowanie jakoś nie kojarzy mi się z estetyką.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Zostało jej jeszcze dużo, na pewno starczy i dla Ciebie :) Umami jest niesamowite... a tak wiele osób jest gotowych się spierać o jego istnienie.

      Usuń