czwartek, 3 grudnia 2015

Pouchong

Chciałbym dzisiaj napisać o herbacie, którą piję regularnie od kilku dni i która wywarła na mnie bardzo dobre wrażenie. Będzie to Pouchong, czyli według jednych nisko oksydowany oolong, według innych osobna kategoria herbaty. Opinie są podzielone z tego względu, że Pouchong jest bodaj najniżej oksydowana herbatą ze wszystkich oolongów. Znalazłem informacje, że to może być poziom nawet około 8%.
Mój Pouchong pochodzi ze sklepu Pana Herbaty przy Nowym Świecie i według jego informacji jest utleniany w stopniu 15%. Musze przyznać, że chodziłem za tą herbatą przez jakiś czas; przez kilka moich kolejnych wizyt w sklepie dowiadywałem się tylko, że mają w ofercie jeszcze herbatę Pouchong, ale chwilowo oczekują dostawy. Postanowiłem, że jak tylko dostawa nadejdzie, muszę się koniecznie zapoznać, bo nigdy wcześniej o niej nie słyszałem.

Liście nie są zwinięte w kulki, jak przy niektórych innych oolongach, mają raczej ciemną barwę, choć niejednolitą, widać też jaśniejsze liście, bardziej zielone niż ciemne. Prezentują się bardzo elegancko, są raczej całe, niełamane. Sam susz specjalnie nie pachnie, ale może też być tak, że nie pachnie dla mnie (ponoć mam "coś nie tak" z węchem, bo często zarzuca mi się, że "no nie czujesz tego?!", kiedy ja naprawdę niczego nie czuję).



Przyznam Wam, że Pouchong zaskoczył mnie swoja cierpliwością i wyrozumiałością, choć przestrzegam rygorystycznie czasów parzenia, to naprawdę mocno z nim eksperymentowałem próbując po kolei temperatury wody w zakresie 85-95 stopni i zawsze było dobrze. To doprawdy wspaniałomyślna herbata.

Ilość liści, jaką stosuję na mój 200ml czajniczek, to dwie łyżeczki. Stosując wcześniej fanatycznie wagę kuchenną do odmierzania suszu zauważyłem w końcu, że łyżeczka do herbaty słusznie nosi swą nazwę :) Ostatnimi czasy staram się stosować zasadę "łyżeczka na czarkę/filiżankę" i sprawdza się ona doskonale, a ja mam lżejszą głowę. Jedynie przy oolongach w kulkach trzeba brać poprawkę, ponieważ są one wyraźnie cięższe, skondensowane.

Liście wsypane do rozgrzanego czajniczka nie pozostawiają złudzeń - to jest wspaniały, nisko oksydowany oolong. Ten zapach, maślano, śmietankowo-kwiatowy, wyśmienity. Od razu przywodzi na myśl Tie Kuan Yin albo Dong Ding.

Moje parzenie wygląda najczęściej tak: woda, jak już wspominałem, w przedziale 85-95 stopni, najczęściej gdzieś w pobliżu 93 stopni (używam termometru analogowego, a potem przelewam wodę do termosu, stąd trudno mi dokładnie ocenić).
Budzenie (mniej niż 5 sek), I 2min, II 2min 30sek, III 3min. Zazwyczaj starcza mi jeszcze wody na IV parzenie, trwające 3min 30sek.





Aromat pierwszego parzenia zachwyci wszystkich miłośników lekko oksydowanych oolongów, smak także. Nie jest może z nimi stuprocentowo identyczny, ale przecież musimy dać każdej herbacie prawo do bycia indywidualistką ;)
Przy kolejnych parzeniach dzieje się jednak coś ciekawego - aromat nadal jest intensywny, ale w smaku czuć go wyraźnie słabiej, przy trzecim parzeniu już ledwie, ledwie. Moja prywatna teoria jest taka, że ponieważ nie jest on zwinięty w stopniowo rozwijające się przy kolejnych parzeniach kulki, to szybciej uwalnia cały smak już przy pierwszych parzeniach.
Tak, czy inaczej, urzekła mnie ta herbata i wiem, że będę do niej wracać.

Dopisek (6.12.2015): o tej herbacie możecie też poczytać na blogu mojego imiennika Herbaciane Szlaki, serdecznie zachęcam, bo można sobie porównać wrażenia. To też ciekawe, że dwóch blogerów, bez porozumienia, próbuje na raz tej samej herbaty ;)



































P.S. Zaczynam czuć radość parząc herbatę. Wcześniej byłem przepełniony obawami o to, żeby niczego nie zepsuć i wszystko zrobić jak należy. To napięcie powoli odchodzi ustępując miejsca spokojowi i zadowoleniu.

2 komentarze:

  1. Ostatnie zdanie bardzo mnie cieszy :) Fajnie, kiedy herbata daje nam radość, i to bez "spiny" :) Tym bardziej, że jest na prawdę wyrozumiała, i powiedziałbym cierpliwa :)
    Odnośnie do Pouchonga, to też przymierzam się do wpisu o tej herbacie :) Nawet przez cały tydzień planowałem, żeby jutro (w wolnej chwili co nieco napisać - ponieważ ostatnie posty, to zaplanowana publikacja, wcześniej napisanych tekstów)... :) Mam tylko wrażenie, że będą one różne... (stwierdzenie na podstawie fotografii listków) - ale mam nadzieję, że jutro się przekonamy, i będziemy mogli jakoś je porównać :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. To naprawdę świetna wiadomość! Pewnie nawet gdybyśmy się umówili, nie udałaby nam się taka synchronizacja :) Świetnie będzie się dowiedzieć, jak Tobie poszło z ta herbatą i co właściwie udało Ci się kupić, skoro piszesz, że po fotografii widzisz, że będzie inaczej :)
      Dobry pomysł z tym pisaniem w dogodnej chwili i późniejszą stopniową publikacją. Chyba też o tym pomyślę.
      Czekam na Twój post w takim razie :)

      Usuń