Zima, choćby nawet tak łagodna, jak w tym roku, rządzi się swoimi prawami. Oddziałuje na nas, czy nam się to podoba, czy nie. Odruchowo sięgamy po wszystko, co kojarzy nam się z ciepłem i przytulnością.
Herbatą, którą w ostatnich dniach piłem nagminnie była herbata z Nepalu kupiona od Agaty z onecupoftea.pl.
Agatę poznałem na styczniowym spotkaniu herbacianym, zaciekawiła mnie jej opowieść o podróży do Nepalu. Na plantacji pana Andrew, skąd pochodzą oferowane przez nią herbaty, nawet sama próbowała zmierzyć się z procesem produkcji.
Na wspomnianym spotkaniu smakowaliśmy inna herbatę z tego samego miejsca, Gold Buds, i tak mnie ona zachwyciła, ze musiałem tego dnia kupić coś od Agaty.
Hand Rolled Floral jest herbatą czerwoną (czyli na Zachodzie czarną), idealną zatem na smętne zimowe wieczory. Jako herbata nepalska jest blisko spokrewniona z herbatami Darjeeling, co w moich oczach dodatkowo działa na jej korzyść. Jeśli już trzymać się tej rodzinnej nomenklatury, to określiłbym ją jako skromniejszą siostrę Gold Buds, co jednak wcale nie ma zabrzmieć negatywnie.
Liście są w miarę całe, mocno utlenione, mają kolor w różnych odcieniach brązu. Zapach nie jest intensywny, przynajmniej w moim odczuciu. Po przesypaniu do ogrzanego czajniczka liście zaczynają pachnieć wyraźniej, zapach wydaje się ciepły, przytulny, przywodzi na myśl jakieś drzewne nuty.
Napar ma bursztynowo-brązowy kolor, a podczas przelewania go z czajniczka do morza herbaty (w tym wypadku do koreańskiego sugu) czuć przyjemny aromat.
Smak trudno mi jednoznacznie określić, w tej herbacie prawie nie wyczuwam tego charakterystycznego smaku herbat Darjeeling, ale to w niczym mi nie przeszkadza, bo ta herbata jest i tak pyszna. Jej smak jest ciepły, miły, nie ma w nim wytrawności niektórych innych czerwonych herbat. Pomimo, że smaku nie określiłbym jako słodkiego, to picie tej herbaty mógłbym porównać do jedzenia biszkoptów.
Zapas herbaty kupiony u Agaty w styczniu wypiłem już cały, dlatego czekam na tegoroczne zbiory, bo Hand Roller Floral, to herbata, do której chciałbym wracać.
Parzenie:
temperatura wody: jak do herbat czerwonych (ok. 95 stopni)
czas parzenia: I 2 min, później różnie, w zależności od nastroju (jak na mój gust, maksymalnie 3 parzenia)
ilość liści: łyżeczka na filiżankę/czarkę
Twój opis jest tak bardzo zachęcający, że też sięgnę po nią w tym roku. Coś czuję, że będę czekać na moment zakupu tak samo, jak na nowe zbiory gruzińskiej herbaty Pana Ramiza... :)
OdpowiedzUsuńI do czego doszło, żeby taki ktoś jak ja, kto nie potrafił jeszcze jakiś czas temu docenić tego koloru herbaty, aktualnie na nią wyczekiwał tak bardzo :D Pozdrawiam! :)
Polecam Ci gorąco i tę opisaną tutaj i jej siostrę Gold Buds. Obie warte są oczekiwania. A wiosna juz tuż tuż, zaraz będą nowe zbiory (gdzieniegdzie nawet już są :)
UsuńDokładnie :D Ale i tak po drodze lotnicze Darjeelingi... chyba już bliżej niż dalej :)
UsuńZachęcający wpis:) Rzeczywiście, ta herbata od Agaty, którą próbowaliśmy w styczniu była wspaniała. Ciekawy opis jej "siostry". Szczególnie to jedzenie biszkoptów (uwielbiam biszkopty... om nom nom...):)
OdpowiedzUsuńPrzeczytałam, ślinka mi pociekła i... przypomniałam sobie, że mam tę herbatę w szafce! ;) a więc chyba czas najwyższy na degustację...;) Dzięki Łukaszu :)
OdpowiedzUsuń