Następna herbatą w cyklu koreańskim będzie Korea Jeju kupiona razem z poprzednią Jeoncha. Jej cena była równie zastanawiająco niska, ale tutaj mam ciekawszą sytuację - po Jeoncha od razu było widać, że mniej więcej wszystko się zgadza. Tutaj natomiast nawet nazwa pozostaje zagadką. Jeju (czyt. dziedziu), to jedynie nazwa wyspy, największej wyspy należącej do Korei, o żyznej glebie wulkanicznej, na której uprawia się wiele roślin, od herbaty po mandarynki. To, że herbata nazywa się Korea Jeju, co sprzedawca uroczo z francuska przeczytał jako "żeżu", z akcentem na "żu" ;) mówi tylko tyle, że prawdopodobnie została tam wyprodukowana. Liście pozwalają sądzić, że być może jest to jakiś Sejak (se-dziak), może Joongjak (dziung-dziak), albo nawet najpóźniejszy z koreańskich zbiorów, czyli Daejak (te-dziak); nie potrafię ich jeszcze rozróżniać wyłącznie po spojrzeniu. Liście są charakterystycznie lekko poskręcane, ciemnozielone.
Biorąc pod uwagę, że jest to herbata zielona, produkowana bardziej na sposób chiński (czyli podprażana), przygotowałem sobie wodę o temperaturze około 80 stopni. Imbryk, jak zwykle, 200ml i 2 gramy liści. Herbata wsypana do rozgrzanego imbryka pachniała naprawdę ładnie, sugerowała, że wyjdzie mi z tego typowo koreański napar, co mnie ucieszyło. Pierwsze parzenie trwało 2 minuty. Napar wyszedł mocno żółty, czasami może wpadający w lekką zieleń, ale głowy nie dam, takie tylko miałem wrażenie. Pachnieć nie pachniał. W smaku... też bez rewelacji, było czuć wyraźnie gorycz i nic poza tym. Żadnej sugestii smaku, ani nawet posmaku. Odechciało mi się robić drugie parzenie, ale dla przyzwoitości je zrobiłem, bo szkoda mi było całej tej wody czekającej w termosie, jednak jego efektów nawet nie ma sensu opisywać.
Na tym mógłby się ten wpis skończyć, gdyby nie to, że mnie coś tknęło i przygotowałem sobie nową porcję wody, tym razem w temperaturze 75 stopni. Sięgnąłem po paczkę z herbatą i zrobiłem nowe parzenie, krótsze, bo trwało 1min 30sek. I co? No... lepiej :) Gorycz czuć nadal, tak jak poprzednio, ale pojawił się wyraźny, koreański smak! Taki słodkawy, lekko orzechowy. Czyli nie jest tak źle z tą herbatą :D Będę jeszcze z nią eksperymentować, spróbuję jeszcze niższej temperatury, może zaparzę tylko minutę, w każdym razie ma ona potencjał. Nie jest może najlepszą przedstawicielką swojego gatunku, ale nie żałuję, że ją kupiłem, będą z niej ludzie ;) Wygląda też na to, że herbaty z Korei potrzebują łagodniejszego traktowania, to ciekawe.
Przygotujcie się na więcej, bo kolejne koreańskie ciekawostki czekają już w kolejce ;)
Ja jestem przygotowana i czekam z ciekawością na nowe wpisy ;) i zachęcam do eksperymentów z herbata bo naprawdę mogą być pozytywnie zaskakujące ;)
OdpowiedzUsuńPostaram się jak najszybciej podzielić wrażeniami z próbowania reszty herbat :)
UsuńDobrze, że poczułem, żeby spróbować z inną temperaturą... czyżby rozwijała się we mnie herbaciana intuicja? :D
Na to wygląda, Łukaszu ;)
UsuńJa też czekam... i już się cieszę na nowe Twoje wpisy! :)
OdpowiedzUsuńPoza tym, chętnie wypróbowałbym na Twoim miejscu krótszy czas, i większą ilość suszu - może ukaże wtedy jakiś potencjał, przy mocniejszym naparze? :) Pozdrawiam serdecznie, Łukasz. :)
Na pewno wypróbuję wszystkie opcje, ale w pierwszej kolejności niższą temperaturę. Smak jest już dobry, tylko goryczy chciałbym się pozbyć. Myślałem, że z tą herbatą będzie gorzej,a tu miłe zaskoczenie :)
UsuńNo proszę :) W takim razie na plus ;) tak jak pisaliśmy kiedyś u mnie... eksperymenty czasem się na prawdę przydają :)
Usuń