piątek, 20 listopada 2015

Jeoncha, ponoć organic

Dzisiejszy wpis będzie początkiem nieśmiało niedawno zapowiedzianego koreańskiego mini-cyklu. Mam do opisania kilka próbek koreańskiej herbaty, z różnych źródeł; poza tym, nie przez przypadek mój blog nazwałem Dado... moja droga herbaty ma wyraźnie koreańskie zabarwienie.

Pierwszą z herbat tego cyklu będzie koreańska Jeoncha (czyt. dzion-cia). Wymowę podałem tylko dlatego, że w Polsce wielu dystrybutorów sądzi, iż nazwy herbaty są wyrazami francuskimi i trochę mnie w środku skręca, kiedy sprzedawca oferuje mi herbatę "żąsza".

Herbatę kupiłem w sklepie stacjonarnym i była niepokojąco tania, ale innej nie mieli. Postanowiłem spróbować i kupiłem niewielką ilość, było to już jakiś czas temu, jeszcze sporo przed wyprawą do Krakowa, która pozostawiła we mnie trwały ślad ;)

Jeoncha, to koreański odpowiednik japońskiej herbaty sencha (podobieństwo nazw to nie przypadek, to ten sam wyraz, w dwóch wersjach językowych). Jej początki sięgają czasów, kiedy Japończycy okupujący Półwysep Koreański zaczęli produkować tam herbatę na swój sposób. Jest ona produkowana po dziś dzień, tą samą technologią, co w Japonii, czyli liście herbaty są traktowane parą wodną, a nie podprażane.
Powinny one zatem wyglądać jak sencha, jednak to, co mnie udało się kupić wyglądem przypomina raczej herbatę bancha. Liście są większe, matowe i niespecjalnie aromatyczne.



Przygotowałem sobie wodę o temperaturze między 70 a 75 stopni. Do 200ml imbryka wsypałem 2g liści, wyszło tego około 2 łyżeczki. Parzyłem 1 minutę (no dobrze, 1min 10 sek ;) Drugie parzenie wydłużyłem do 1min 30sek.

Liście wsypane do wygrzanego imbryka pachniały ładnie, przypominały zapach herbaty sencha, ale z tą silna koreańską nutą. Napar wyszedł obiecujący w kolorze, mocno ciemnożółty, ale niestety raczej bezwonny. Smak, jak można się było spodziewać po zapachu, prawie niewyczuwalny. Gdzieś tam, hen daleko, majaczył na horyzoncie smak zbliżony do herbaty sencha, ale był bardzo słaby i niewyraźny, momentami zupełnie go nie było. Szkoda, bo bardzo tęskniłem do niego po powąchaniu rozgrzanych liści jeszcze przed parzeniem. Herbata, po wypiciu całej czarki, dawała w ustach lekki efekt ściągający.




Drugie parzenie miało już trochę goryczy, co było dość nieprzyjemne i wyraźnie czuć było, że nie ma sensu próbować następnych parzeń.



Podsumowując - nie zraziłem się do Jeoncha jako takiej, bo wiem, jak powinna smakować. Tę partię, którą mam, wypiję jak najszybciej (bo przecież nie wyrzucę, to w końcu herbata) i następnym razem kupię sobie przez internet te piękne, błyszczące, świeże listki.

W dzisiejszym wpisie wystąpiła czarka kupiona w Czarce. Prosimy o oklaski dla debiutantki ;)



Styczeń 2016

Postanowiłem wrócić do tej herbaty, zostało mi jej jeszcze trochę w opakowaniu, akurat ilość na kilka zaparzeń. W czasie, który minął od pierwszego jej opisania miałem okazję spróbować japońskiej herbaty bancha i kiedy spojrzałem ponownie na Jeoncha Organic, uderzyło mnie ich podobieństwo. Liście tej konkretnej jeoncha również wydawały się starsze i większe, co skłoniło mnie do tego, żeby zaparzyć ją cieplejszą wodą, około 80 stopni. Efekt był zadowalający, smak stał się wyraźniejszy, goryc się nie pojawiała, a parzyłem przez 2 minuty. Nadal nie twierdzę, że to wybitna herbata, ale przynajmniej znalazłem sposób, żeby nie była aż tak niepitna. Wyszło na to, że jednak warto przyjrzeć się herbacie i zastanowić, czy zalecane parametry parzenia będą dobre. Chyba zrobiłem kolejny mały krok na Drodze Herbaty :)

9 komentarzy:

  1. Brawo dla debiutantki! ;) Ale tak na serio - śliczna czareczka! :) Tak z ciekawości, jaką ma pojemność? ;)

    Co do liści, rzeczywiście wyglądają na takie troszkę przerośnięte...

    Poza tym, w jednym sklepie, w którym troszkę rzadziej robię zakupy, spotkały mnie dwie "fascynujące" nowinki, odnośnie do nazw herbat :D Po 1. kiedy zapytałem o herbatę joongjak, to pani podała mi właśnie jeonchę, twierdząc, że kierowniczka zapisuje nazwy herbat "fonetycznie" i jest to ta sama herbata - kiedy to usłyszałem, poszedłem kupić tam, gdzie kupuję zwykle - ale fakt, sytuacja mnie troszkę ubawiła ale i zdziwiła :) W tym samym sklepie, usłyszałem pierwszy raz wymowę herbaty gyokuro jako "dżjokuro" - też było miło ;) Także z tymi nazwami bywa na prawdę... interesująco ;)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Dziękuję, kiedy ją zobaczyłem, musiałem kupić :) Pojemność ma taką typową dla tych większych czarek, około 100ml. Mam też kilka czarek z Nagomi, w podobnym stylu, ale ta nowa jest jest nich ciut niższa. Pojemność jednak jest, moim zdaniem, porównywalna.

      Ludzka kreatywność nie zna granic, nawet w najdzikszych snach nie wpadłbym na "dżjokuro" :P Wizyty w tym sklepie muszą być naprawdę zabawnym doświadczeniem :)

      Usuń
  2. Łukaszu, głośne oklaski dla przepięknej czareczki :) Dobrze, że podajesz prawidłową wymowę koreańskiej senchy (czyt. sen-czy) ;) bo czasami jak ktoś opowiada o jakiejś herbacie - to zupełnie nie wiadomo, o czym mówi ;)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Mam małego hopla na punkcie poprawnego wymawiania nazw ;) A te koreańskie bywają trudne, bo ten język ciężko zapisać naszym alfabetem.
      Dziękuję w imieniu czarki :D Tak jestem nią zachwycony, że ostatnio tylko jej używam.

      Usuń
  3. Jeoncha i francuski? Ludzie to mają pomysły. :D
    Jeśli chodzi o wymowę chińskich/koreańskich nazw - bywa, że nie jestem pewna, jak się wymawia te długaśne nazwy. zwłaszcza jeśli bywają różnorodnie transliterowane, chociaż miałam na studiach kiedyś podstawy podstaw chińskiej fonetyki.
    Np. TGY można wymówić przez "g" lub "k" i obie wymowy są, z tego co wiem, poprawne.

    *klaszcze witając czareczkę* To chyba też wyrób Pana Willego? :) Kojarzę ten design z Czarki, mam podobne naczyńko.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Nazwy koreańskie potrafią być wyjątkowo kłopotliwe, dlatego zamieszczam w nawiasach wymowę, bo sam wiem, jakiego oczopląsu dostaję, kiedy widzę, jak koreańskie wyrazy potrafią wyglądać zapisane łacinką :P Sami Koreańczycy też nie mogą się zdecydować, która transkrypcja ma być oficjalna i mamy taki misz masz, jak właśnie z TGY :)

      Z tą czarką, to niesamowite! Rzeczywiście, na spodzie, w części nieszkliwionej, jest symbol rybki i podpis, który wygląda jak "Wili". Nie wiem, kim jest pan Willi, ale błagam, powiedz mi :)

      Usuń
    2. Tajemniczy Pan Willi to WIlhelm Bąk, krakowski ceramik, zerknij sobie na Jego stronę na fb: https://pl-pl.facebook.com/wili.stoneware.pottery. :)

      O ile chińska jeszcze jako tako, to koreańska wymowa jest dla mnie dość mglista.
      Z ciekawości zapytam, jak się powinno poprawnie wymawiać wspomniany przez Łukasza G. joongjak? :)


      Usuń
    3. Super, dziękuję za link do strony pana Wilhelma :) Już przeglądam.

      Joongjak, to po naszemu "dziung-dziak". Bywa też zapisywany przez samych Koreańczyków jako "jungjak", w nowszej transkrypcji.

      Usuń
  4. Prześliczna ta czarka, przyjemnie się na nią patrzy :) Co do dopisku do wpisu ze stycznia, to dobrze, że nie spisałeś tej herbaty na straty. Sama wiem z doświadczenia, że bywa tak, że dopiero eksperymenty z temperaturą wody i czasem zaparzania pozwalają znaleźć sposób na wydobycie z danej herbaty wszystkiego, co najlepsze. Zawsze warto dać szansę herbacie na pokazanie swoich możliwości :) Pozdrawiam, Agnieszka.

    OdpowiedzUsuń