Dziś kolejny wpis w ramach mini cyklu koreańskiego. Tym razem spróbuję herbaty Sejak, ale wyjątkowo będzie to wersja w torebce.
Herbata ta trafiła do mnie w bardzo ciekawych okolicznościach; jakiś czas temu zacząłem odważniej przyznawać się do moich herbacianych zainteresowań i gdy usłyszała o nich moja znajoma Koreanka odparła, że... jej mama jest w Korei dyplomowaną ekspertką herbacianą i od lat zajmuje się ceremoniami parzenia herbaty (oczy mi się zaświeciły) :D Obiecała mi, że nas kiedyś ze sobą pozna, jak tylko mama znowu będzie z wizytą w Polsce i dała mi przy okazji kilka próbek herbaty prosto z Korei. Ulżyło jej, że ma je komu dać, bo ani ona, ani jej mąż życia by za herbatę jednak nie oddali ;)
Opisywana dzisiaj torebkowa wersja Sejak jest pierwszym z tych drogocennych upominków.
Opakowanie jest ładne, schludne, dobrej jakości. Nie znam marki "Hechagi", która widnieje na nim, ale nie jestem sam, bo Internet też zbyt wiele o niej nie powiedział. Jedyne, co na jej temat znalazłem, to jakieś amerykańskie wykazy zarejestrowanych marek i znaków handlowych (czy jakoś tak). Otworzyłem opakowanie i wyciągnąłem z niego torebkę-piramidkę, ucieszyłem się, bo są one nieco lepsze od tych płaskich, liście mają w nich więcej miejsca, żeby się rozwinąć. Badanie organoleptyczne suszu wykazało obecność zarówno połamanych na drobno liści, jak i tych całych, dużych, lekko poskręcanych jak to w herbatach z Korei. Proporcja połamanych do całych - pół na pół, czyli całkiem nieźle.
Przygotowałem sobie wodę o temperaturze około 70 stopni, kubek (a dlaczego nie?... raz na jakiś czas można zaszaleć :) i po prostu zalałem wodą torebkę, zostawiając ją na półtorej minuty.
Kolor naparu był ładny, delikatnie żółto-zielony, aromatu specjalnego nie było, ale smak w porządku. Delikatny, bez goryczy, słodkawy. Typowy dla koreańskich herbat posmak orzechów tutaj miał postać wyraźnie bardziej zbliżoną do kawy zbożowej, co było bardzo interesujące. Zrobiłem sobie jeszcze drugie parzenie trwające 2 minuty, ale tego smaku już w nim nie było, została mi delikatna, przyjemna zielona herbata bez cech szczególnych.
Kolejne ciekawostki już czekają w kolejce ;)
Super sposób zdobycia herbaty! :) I herbata tak samo ciekawa, ze względu na kawę zbożową, o której wspominasz :) Zawsze mnie zastanawiało, jak wygląda jakość herbaty ekspresowej w krajach, które produkują herbatę... ;)
OdpowiedzUsuńNo i ten kubek... ja tam uważam, że piramidki (czy inne torebki) najlepiej parzy się w kubku :)
PS. Gdy kiedyś trochę sprofanowałem tę "zasadę" parząc piramidkę bezpośrednio w szklanym morzu herbaty, to już tak nie smakowało... (chociaż w przypadku tamtej, to nie miało co smakować, bez względu na to, w czym byłaby parzona ;).
Dlatego właśnie czekałem z tą herbatą na taki koreański cykl. Wydaje mi się, że ona przyszła do mnie w tak niecodzienny sposób, że chociażby tylko z tego powodu zasługuje na specjalne potraktowanie :)
UsuńNajbardziej lubię parzyć herbaty tradycyjnie, lubię te moje codziennie niby ceremonie, ale zaparzenie jej tym razem na szybko w kubku (tym bardziej, że to torebka, więc się nadaje) było takie odświeżające :)
Powiem szczerze, że naprawdę bałem się o jakość liści, ale jestem pod wrażeniem.
A masz może zdjęcie liści po zaparzeniu, z rozerwanej torebki? ;)
UsuńA w kubku czasem też parzę jakieś herbaty z liścia (aromatyzowane), lub ziołowe - tak dla zaspokojenia pragnienia, czy dla innych celów... :D Ale takie parzenie w fajnych naczyniach, to i tak wspaniała codzienność ;) Nie wyobrażam sobie dnia, bez tak zaparzonej herbaty :)
No właśnie gapa ze mnie i kiedy już posprzątałem, to przypomniałem sobie, że nie zrobiłem zdjęcia "po".
UsuńAle zdradzę Ci tajemnicę, że następny wpis będzie o Joongjaku, z tej samej firmy i w takiej samej torebce, wtedy będę pamiętał o zrobieniu zdjęcia fusów ;)
O super! Do Joongjaka mam szczególny sentyment... była to moja pierwsza koreańska herbata... mega pozytywne wrażenie wywarła na mnie ;) Wtedy jeszcze nie prowadziłem bloga, a szkoda... chyba znowu do niej powrócę, żeby co nieco o niej napisać ;)
UsuńKoniecznie wróć do Joongjaka i opisz u siebie, chętnie porównam sobie Twój i mój odbiór tej herbaty :)
UsuńŚwietnie, że piszesz o rzadkich torebkowych herbatach, zdecydowanie warto niedocenianym "szczurom" poświęcać uwagę, wszak nie samą "wyższą" sztuką herbacianą człowiek żyje. ;)
OdpowiedzUsuńNiezły rarytas Ci się trafił, zwłaszcza, że w Polsce, w przeciwieństwie do sypanego, Sejaka w piramidce i tej firmy raczej się nie uświadczy. :)
Kubek? Jak najbardziej. Codziennie korzystam z kubka, a ściślej z mojej ukochanej kubkoszklanki. ;) (tradycyjnych kubków nie lubię)
Ta firma chyba dostępna jest tylko w nielicznych krajach, samo znalezienie o niej informacji graniczyło z cudem.
UsuńA użycie kubka, po wielu prywatnych niby ceremoniach, było takie zaskakująco proste :) Zalać, chlust i już :)
To tym bardziej masz herbacianego białego kruka. :D Zalanie i chlust często sprawdza się najlepiej, zwłaszcza gdy czasu brak. :) Gorzej, jak się zapomni wyjąć torebkę w odpowiednim czasie, co już nieraz mi się zdarzało. :P
Usuń